środa, 12 czerwca 2013

To już jest koniec...

Każdy popełnia błędy. Nie ma ludzi idealnych, dlatego powinniśmy nauczyć się wybaczać. Nigdy nie możemy być pewni, że nasze decyzję są najlepsze, bo zawsze jest też druga strona medalu.

Staliśmy na przeciwko siebie głęboko patrząc sobie w oczy. Dokładnie tak jak kilka lat temu padał deszcz. Ale i tym razem nie mieliśmy z nim problemów. Dziś najważniejszy dzień naszego związku, jego upieczętowanie.
- Piotrek! Debilu ! - krzyknęłam gdy Nowakowski wziął mnie na ręce i wyniósł z Kościoła. Dało się usłyszeć jedynie głośny śmiech księdza i jego szczerze "Szczęść Boże".
Tak, to właśnie dziś powiedzieliśmy sobie to sakramentalne tak. Najważniejsze tak naszego życia.
Na dworze czekała już cała reprezentacja i nasze rodziny. Niemiłosiernie przemoknięci wsiedliśmy do samochodu aby udać się do wynajętego lokalu.
- mógłby pan pojechać na plaże? Tak na chwilkę - poprosił Piotrek.
Kierowca zgodził się bez wahania, bo przecież parze młodej nie wypada odmówić.
- pamiętasz ten dzień? - zagaił Nowakowski pomagając mi wysiąść z auta.
Uśmiechnęłam się do niego, po czym stanęliśmy niemal w tym samym miejscu co dwa lata temu.
W tamten deszczowy dzień, w który to postanowiliśmy udać się na spacer. Doskonale pamiętam szalejący wtedy wiatr, deszcz, a wręcz ulewę i fale, które cały czas wkraczały na plaże. Doskonale pamiętam jak nagle się zatrzymał i uklęknął przede mną. Morska woda zalała jego nogi, a mimo to dalej trwał w takiej pozycji. Doskonale pamiętam gdy drżącym głosem pytał czy zostanę jego żoną. Miałam łzy w oczach a w gardle sucho niczym na pustyni. Nie mogłam wydobyć z siebie ani jednego słowa. Patrzył na mnie przerażony bojąc się, że go odrzucę. Gdybym to zrobiła zrezygnowałabym z naszej miłości, z najważniejszego mężczyzny w moim życiu. A tego zrobić nie mogłam. Uklękłam na przeciwko niego. Zimne jak lód dłonie położyłam na jego policzkach. Lodowaty Bałtyk uderzył falą w moje nogi. Ale to było nieistotne. Istotny był w tej chwili jedynie Piotrek.
- to był najwspanialszy dzień w moim życiu - wyszeptałam patrząc na szalejący na morzu sztorm.
- kiedyś przyprowadzę tu nasze dzieci - westchnął mój mąż. Mój mąż, jakie to piękne miano.
Wróciliśmy do samochodu i dołączyliśmy do zniecierpliwionych gości.

Krzyk. Jedynie to było teraz słychać. Na dodatek był to mój krzyk. Wrzeszczałam jak opętana, a dziecko jak na złość nie chciało opuścić mojego ciała. Piotr już dawno siedział na korytarzu z proszkami uspokajającymi. Wzorowy mężczyzna, zemdlał przy pierwszym parciu. A tak zapewniał, że cały czas będzie przy mnie.. męskie obietnice są nic nie warte, a w szczególności te dotyczące ciąży i porodu.
- no pani Maju ostatni raz - pocieszała mnie lekarka.
Miała rację. Już po chwili całe pomieszczenie przeszedł płaczliwy skrzek mojej córki.
- Amelka.. - Piotrek wpadł do sali i z uśmiechem na ustach podszedł do pielęgniarki trzymającej nasze dziecko.
Amelia Nowakowska urodziła się 25 czerwca 2017 roku w jednym z włoskich szpitali. Pit od roku jest środkowym Cucine Lube
Banca Marche Macerata. I sprawuje się wyśmienicie.

Nigdy nie pomyślałabym, że przeprowadzka i zostawienie wspaniałych przyjaciół zaowocuje jedną z najpiękniejszych miłości świata. Nawet przez myśl nie przeszło mi, że mogłabym spotkać tego Piotra Nowakowskiego, a co dopiero o przyjaźni, związku i małżeństwie. A jednak życie potrafi spłatać nam figle. Jednakże to my, ludzie, sami musimy pokonywać wszystkie trudności. Zawsze łatwiej robić to we dwoje.

Kto by pomyślał, że ja wówczas osiemnastoletnia postrzelona Majka będę w przyszłości gotować, sprzątać i rodzić dzieci najlepszemu polskiemu środkowemu.
Chciałoby się rzec WELCOME TO MY SILLY LIFE, kochani.





Dziękuje wszystkim, którzy byli ze mną przez te kilka miesięcy opowieści o Majce i Picie. Niestety (a może i stety) to już koniec.
Widzimy się na innych blogach więc nie mówię wam do widzenia, raczej do zobaczenia :)

czwartek, 6 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 60, Maju już wróciłem.

Przemoczeni weszliśmy do domu. Od razu poszłam się przebrać, a Piotrkowi dałam jedną z koszulek, którą kiedyś pożyczyłam na wieczne nie oddanie oraz jakieś spodnie dresowe, które kiedyś zostawił. Miał szczęście, inaczej chodził by w mokrym lub prezentował swoją wyżeźbioną klate i wysportowane nogi.
Z kubkami ciepłej herbaty usiedliśmy na kanapie. Przez chwilę milczeliśmy, nie wiedząc od czego zacząć rozmowę. Musieliśmy sobie sporo wyjaśnić, jednakże żadne z nas nie chciało lub nie wiedziało co powiedzieć.
Zdenerwowana ciszą podjęłam radykalne rozwiązania. Chwyciłam za pilot i włączyłam telewizor. Cudownie. Trafiłam na powtórkę finałowego meczu Polska-USA. Przypadek?
Pogoda za oknem nie rozpieszczała. Ulewa wezbrała na sile, tak, że za oknem nie było widać niczego oprócz ściany deszczu. Więc został nam tylko dom, kanapa i telewizor.
- dlaczego nic nie mówisz ? - Piter szturchnął mnie łokciem na tyle mocno, że prawie straciłam równowagę.
- a co mam mówić? - mruknęłam mieszać go spojrzeniem. Igrasz z ogniem, panie Nowakowski.
- cokolwiek - wzruszył ramionami przybliżając się do mnie.
- cokolwiek - powtórzyłam uśmiechając się.
Kiwnął tylko z politowaniem głową, a jego ręką szybko oplotła mnie w pasie.
- to był fajny mecz - oznajmił środkowy gdy rozpoczął się drugi set.
Oczywiście nie obyło się bez komentowania: tu za wysoko, tu znów za nisko, o! A tutaj Igła nie podszedł za blok...
- Piotrek nie dajesz mi oglądać - trzepnęłam go w ramie.
- nie nadaje się na komentatora? - zrobił minę podobną do tej które robią małe dzieci, gdy mają zamiar się rozpłakać. Doprawdy wzruszający widok.
- nie nadajesz - założyłam ręce na klatce piersiowej i czekałam na reakcje siatkarza.
I zaczęło się. Jego dłonie wodziły po całym moim ciele łaskotając mnie, a palce wbijały między żebra. Zaczęłam piszczeć, krzyczeć i kopać, ale to nie zdawało rezultatu.
- Heksa! Na pomoc - ledwie co udało mi się zagwizdać na psa.
Błyskawicznie pojawiła się obok nas. Dałam jej dyskretny znak, a już po chwili Heksa leżała na plecach Nowakowskiego. Pod wpływem pazurów, które wbiła w jego plecy, Piotrek uciekł z kanapy wyswobodzając mnie spod swego ciężaru.
- i ty przeciwko mnie? - zwrócił się do Heksy - a my się jeszcze policzymy - pogroził w moją stronę palcem.
- czekam.
Długo czekać jednak nie musiałam. Wysoki jak brzoza (Głupi jak koza) Nowakowski jednym ruchem przerzucił mnie sobie przez ramie i niczym kilo cukru wniósł na piętro. Drogi do mojego pokoju nie zapomniał, więc szybko się tam znaleźliśmy.
"Wisiał" kilka centymetrów nade mną, a jego oczy niemal wierciły dziury w moich. Serce zaczęło mi mocniej bić gdy jego twarz jeszcze bardziej zbliżała się do mojej. Całował inaczej. Całował jakby zaraz miał odejść. A przecież jeszcze zostaje..
- chce żeby było jak dawniej - wyszeptał kładąc się obok mnie.
Chwycił mnie za dłoń i splotł nasze palce. Trwaliśmy w ciszy. Znowu. Tylko ta cisza była inna. Magiczna. Przepełniona miłością.
- Maju już wróciłem - do pokoju wparował tata przerywając nam naszą chwilę zadumy.
Spojrzał na nas trochę krzywym okiem, ale chwilę później wychodził już z pokoju, dziękując Bogu, że nie będę już chodzić nieobecna i smutna. Dobrze, że nie wspomniał o nocnych maratonach płakania.
- chodźmy na spacer - zajęczał Piotrek.
- w ten deszcz? - uniosłam się na łokciach i wyjrzałam za okno. Pogoda dalej nie rozpieszczała.
- no a czemu nie?
Jego wspaniałe pomysły doprowadzą mnie do jakiś choróbstw. Później będzie narzekał, że kicham, smarkam i mam gorączkę.
Ale przecież nic nie zastąpi romantycznego spaceru w deszczu, przypieczętowany pocałunkiem nad brzegiem Bałtyku. Powiecie, że jak w bajce.. i macie rację. Bo to jest moje pokręcone życie, moja własna bajka, w której to ja jestem najwspanialszą księżniczką, a Piotr moim mega przystojnym księciem. I niech tak zostanie. Amen.

piątek, 31 maja 2013

ROZDZIAŁ 59, wyjdź.

Przez następne dziesięć minut po domu roznosił się tylko odgłos uderzania pięścią o dębowe drzwi i jego głos powtarzający jak w amoku prośbę o rozmowę.
Postanowiłam nie zwracać na niego większej uwagi. On olewał mnie przez cały tydzień to dlaczego ja nie mogę postąpić tak samo. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie, panie Piotrze.
Z lodówki wyjęłam schłodzony sok i wyszłam na taras. Heksa od razu pobiegła na drugi koniec ogrodu i jak wariat, a raczej wariatka biegała dookoła małych drzew owocowych. Usiadłam na drewnianym leżaku, po czym spojrzałam na zachmurzone niebo. Nie obejdzie się bez burzy dzisiejszego popołudnia. Chcąc złapać ostatnie promienie słońca, które jeszcze przebijało się przez ciemne chmury wystawiłam leżak spod balkonu. Przymknęłam oczy i cieszyłam się tym przyjemnym ciepłem. Nie mam pojęcia czy Piotr dalej dobija się do drzwi. Serce chce aby tak było, rozum preferuje inne rozwiązanie.
- Majka, proszę Cię porozmawiajmy.
Nie wiem jakim cudem Nowakowski znalazł się przy mnie. Uklękł przy leżaku i złapał moją dłoń.
- skąd się tu wziąłeś? Przecież wszystko było zamknięte - starałam się unikać jego wzroku. Starałam się być obojętną, a jednocześnie znów tak bardzo chciałam wtulić się w jego ramiona.
- kiedyś nauczyłem Heksę otwierać furtkę, tak na wszelki wypadek. Ale nie jestem tutaj aby gadać o tresurze psów.
- nie potrzebnie przyjeżdżałeś - fuknęłam zabierając swoją dłoń z jego uścisku.
- chce wszystko wyjaśnić.
- i co? Powiesz mi, że zgubiłeś telefon i dlatego nie mogłeś zadzwonić? Daruj sobie takie bajeczki...
- Majka proszę Cię posłuchaj mnie - przerwał mi. Nie widząc mojej reakcji kontynuował - wiesz jak się poczułem gdy powiedziałaś, że nie oglądałaś finału? Wybrałaś Kubę, nie zważając na to, że właśnie gram swój najważniejszy mecz.
Nie mogłam uwierzyć w to co mówi. Miał rację. Wybrałam Kubę. Ale tylko dlatego, że mimo wszystko jest moim przyjacielem. A wtedy, leżąc w tym szpitalu, na prawdę mnie potrzebował.
- zachowujesz się jak skończony idiota. Zakochana w sobie gwiazdeczka siatkówki - wygarnęłam mu. Czułam jak łzy cisną mi się do oczu.
- masz rację. Jestem największym palantem na świecie, ale Cię kocham i nie potrafię bez Ciebie żyć. Myślałem, że mnie wystawiłaś i poleciałaś do Kuby.
- Kuba był w szpitalu. Miał wypadek. Dlaczego nie zadzwoniłeś?
- myślałem, że nie chcesz. Bałem się naszej konfrontacji.
- Piotrek, proszę Cię wyjdź.
Odwróciłam głowę w drugą strone, a po moich policzkach popłynęły łzy.

Słyszałam jak się podnosi i odchodzi. Słyszałam jak Heksa biegnie za nim wesoło szczekając.
Słone krople mieszały się z tymi deszczowymi. Pogoda idealnie dopasowała się do wydarzeń dzisiejszego dnia. Odwróciłam się i spojrzałam na przechodzącego przez furtkę Piotra.
Więc to tak kończy się coś wspaniałego.
Więc to tak kończy się najpiękniejszy rozdział mojego życia.
Więc to już koniec.
Deszcz się nasilił i z małego kapuśniaczka zrobiła się wielka ulewa z piorunami, błyskawicami i grzmotami. Nie lubie burzy. Wstałam aby udać się z powrotem do domu i zamknąć się w bezpiecznych czterech ścianach mojego pokoju, aby tam w samotności rozpamiętywać to co się już zakończyło.
- ja tak nie mogę - dobiegł mnie jego cichy głos.
Obrócił się i podbiegł w moją stronę błyskawicznie napierając swoimi wargami na moje.
Deszcz już kompletnie przemoczył nasze ubrania, a włosy przykleiły się do mojej twarzy.
- nie mogę odejść. Nie potrafię. - wyszeptał przyciągając moje ciało do swojej klatki piersiowej.
Przyległam do jego mokrej koszulki.
Nie mogę wypuścić szczęścia ze swoich rąk. Nie mogę kazać mu odejść.
- przepraszam Cię za wszystko. Obiecuje, że to się już nigdy nie powtórzy. Cholernie Cię kocham, Majka.
Przez ten niefortunny tydzień doszłam do wniosku, że tego właśnie mi brakowało; zapachu jego ulubionych perfum, ciepła, które dają jego ramiona, oraz tego pewnego i szczerzego : kocham Cię Majka.

niedziela, 26 maja 2013

ROZDZIAŁ 58, oj Majtek, Majtek

Przeliczyłam się. Tyle powinno Wam wystarczyć. Dzwonił Mateusz. Pytał się o której wrócę, bo nie wie co ma przygotować na obiad. Jest takim rodzinnym prywatnym Mistrzem Kuchni.
Piotr nie zadzwonił. Nie napisał. Nie puścił sygnału. Po dwóch dniach przełamałam się i nacisnęłam zieloną słuchawkę umiejscowioną tuż obok jego nazwiska.
A teraz zagadka dla Was. Odebrał? Czy może odrzucił połączenie?
Tak bardzo chciałam usłyszeć jego głos, dźwięczny śmiech. Oddałabym wszystko aby odebrał. Już nie chce aby przyjeżdżał, chce tylko z nim porozmawiać.
Czekałam. Pierwszy sygnał. Drugi. Trzech. I bum. Poczta głosowa..
Tu Piotr Nowakowski. Nie mogę teraz odebrać. Zostaw wiadomość po sygnale.
Dostałam to chciałam. Chciałam usłyszeć jego głos? A proszę bardzo masz Majeczko nagranie, następnym razem dokładniej określ swoją prośbę. Nagrywał to powiadomienie ze mną. Doskonale pamiętam jak wtedy go rozśmieszałam. Musiał kilka razy wypowiadać formułkę od nowa, za każdym razem próbował zachować powagę. Robił przy tym taką fajną minę.
Ściągnęłam z szafki jeden z wielu obszernych albumów. Przejechałam palcem po wypukłych literkach. Ile ja się natrudziłam aby przykleić te kolorowe diamenciki tworzące napis - Piotrek. Cała nasza historia. Całe kilka tygodni spędzonych razem. Bez zawahania mogę powiedzieć, że chwilę spędzone razem z Nim były najpiękniejszymi w całym moim życiu.
Może Kuba miał rację? Może jestem tylko małolatą, gówniarą, która myślała, że taki ktoś jak Nowakowski, mógłby się we mnie zakochać, mógłby spędzić ze mną resztę życia. Ze mną. Z Majką Rej. Osiemnastoletnią, drobną blondynką. Boże, jaka ja byłam głupia.
- ej nie płacz.
Na te słowa aż podskoczyłam. Przez to całe zamyślenie nawet nie zwróciłam uwagi na łzy spływające po moich policzkach, więc nie dziwmy się, że nie  usłyszałam jak do pokoju wszedł Mateusz. Przysunęłam się do niego, a głowę oparłam na jego klatce piersiowej.
- nie wiem co zrobiłam źle - wyszeptałam rozcierając po całej twarzy tusz do rzęs.
- oj Majtek, Majtek. Mówię Ci, że wszystko się ułoży - założył mi kosmyk blond włosów za ucho po czym przeczochrał grzywkę - a jak nie to obiecuje Ci, że on już nigdy piłki nie odbije.
Minął już tydzień. Siedem najcięższych dla mnie dni. Piotra widziałam jedynie w telewizji kiedy to transmitowali spotkanie z kibicami na warszawskim lotnisku. Wyłączyłam magiczne pudło gdy tylko na ekranie pojawiła się jego twarz, a pilot do dzisiaj nie pozbierał się po zderzeniu z podłogą.
Mateusz z Łukaszem próbowali jakoś poprawić mi humor. Wyciągali do kina, na plaże, czy do naszej ulubionej włoskiej knajpki. Jednakże żadne z tych wyjść nie pozwoliło zapomnieć mi o Nowakowskim. Nocami płakałam. Czułam że to już koniec, choć on nie powiedział mi tego dosłownie. Obraził się o to, że nie oglądałam finałowego meczu? Przecież to niedorzeczne!
W domu zostałam sama. Tata z Joanną byli w kancelarii, a Mati.. ach ten Mati. Wyobraźcię sobie, że pojechał do mojej Katarzynki. Nie chciałam psuć im romantycznego spotkania, więc zostałam w Gdańsku, uprzednio informując Mateusza gdzie znajduje się nasze stare mieszkanie.
Dzień jak również te wcześniejsze i te, które miały dopiero nastąpić, zamierzałam spędzić przed telewizorem. Rozłożyłam się na kanapie z miską płatków kukurydzianych, które idealnie zastępowały mi czipsy. Chwilę później na kanapie swoje miejsce znalazła również Heksa. Znalazłam na jednym z filmowych kanałów jakiś dramat i tępo wpatrując się w ekran telewizora, jak robot pochłaniałam moją przekąskę.
W ogóle nie skupiłam się na fabule filmu. Normalnie za pewne płakałabym już jak bóbr teraz nawet najckliwsza śmierć głównego bohatera nie wywiera na mnie wrażenia. Znudzona wręcz usnęłam.
Ocknęłam się słysząc dzwonek do drzwi. Heksa jako pierwsza zerwała się na równe nogi i głośno szczekając pobiegła w stronę dochodzących odgłosów. Leniwie odłożyłam miskę na stolik i poszłam za psem.
Z impetem otwarłam drzwi, które po chwili również z niemałym hukiem zamknęłam.
Przyszedł. Po tygodniu wreszcie dane mi było go zobaczyć. Nie mówcie mi teraz, że głupio postąpiłam zamykając mu drzwi przed nosem. Bo sama wiem, że to nie było zbyt mądre posunięcie.

wtorek, 21 maja 2013

ROZDZIAŁ 57, zadufana w sobie gwaizdeczka

Nie odzywał się. Nie dawał znaku życia. Nic. Tak po prostu jakby zniknął. Żadnego SMS-a. Żadnego nieodebranego połączenia. Żadnego maila. Nie było nic, po za dziwnym uczuciem smutku w moim sercu.
Dzień po pamiętnym finale spędziłam z telefonem w ręku. Nie ważne czy brałam wtedy prysznic, czy byłam z Heksą na spacerze, telefon zawsze miałam niczym na wyciągnięcie ręki.
Ale nawet to nie pomogło. Ciągle nie było odzewu z Jego strony. Tłumaczyłam to sobie zmęczeniem po wczorajszym meczu i kacem po pomeczowej imprezie, która oczywiście za pewne się odbyła.
Pewnie zastanawiacie się czemu ja nie zadzwoniłam do niego pierwsza. Może dlatego, że bałam się... cholernie bałam się, że nie odbierze.
Zaraz po śniadaniu zapakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki i autobusem pojechałam do szpitala. Dziś mogłam już odwiedzić Kubę, więc za zgodę lekarza prowadzącego weszłam do sali, po której już krzątała się jego mama. Uśmiechnęłam się do niej życzliwie i zajęłam krzesełko przy łóżku przyjaciela.
- nieźle się urządziłeś - zażartowałam.
- ma się to powodzenie - przeczesał dłonią swoje bujne włosy, jednak po chwili cicho syknął z bólu - a tak w ogóle miło, że przyszłaś.
- jakbym mogła nie odwiedzić kumpla w szpitalu? Nie mogę przegapić okazji na porobienie sobie z niego żartów - zaśmiałam się, co zaraz po mnie uczyniła również pani Alicja.
- ostatnio zrobiłaś się strasznie zabawna Majeczko - westchnął.
Pani Ala oznajmiła nam, ze wychodzi na chwilę do szpitalnego baru po coś do picia.
- widzę, że coś Cię gnębi .. - zaczął Kuba, gdy upewnił się, że jego mama jest już poza zasięgiem słuchu i widoku.
W sumie trudno było tego nie zauważyć. Nie wyglądałam najlepiej. W każdej mojej myśli pojawiał się Piotrek, a po głowie chodziło multum pytań; co robi? gdzie jest? z kim rozmawia? jak się czuję? dlaczego nie dzwoni? dlaczego nie daje znaku życia? co się stało?
Nie mogłam usiedzieć w miejscu i niemal co chwilę zerkałam na ekran telefonu. Kilkakrotnie sprawdzałam czy mam włączone dźwięki, setki razy wyłączałam i włączałam telefon.
- przecież wiem, że nie jest Okej - Kuba delikatnie podniósł się i oparł plecy na białej, szpitalnej poduszce.
- jest na pewno lepiej niż u Ciebie - znów próbowałam wysilić się na optymistyczny ton choć w głębi duszy rozrywało mnie na malutkie kawałeczki.
I pomyśleć, że to wszystko przez brak jakiegokolwiek odzewu od faceta, który niedawno zdobył złoto Ligii Światowej. Niedorzeczne? A jednak.
- no Majek, nie daj się prosić - nalegał.
- Piotrek do wczoraj się nie odezwał - niby nie pozorne zdanie, niby kilka wyrazów, a z jaką trudnością przeszły mi przez gardło - zadzwonił wczoraj. Po meczu. Powiedziałam mu, że niestety nie oglądałam, bo byłam u Ciebie w szpitalu. A on tak po prostu się rozłączył.
Z ledwością powstrzymałam się od wybuchu płaczu. Chciałam okazać przed Kubą, że potrafię być twarda, że nie jestem jakąś tam zwykłą dziewczyną, która nie potrafi poradzić sobie z najbanalniejszymi problemami. W życiu trzeba być twardym, nie miękkim.
- a czego się po nim spodziewałaś? Kolejna zadufana w sobie gwiazdeczka. Zdobył złoto, czyli ma wszystko. Nie potrzebuje uganiać się za jakąś małolatą - wygarnął mi.
To było jak cios poniżej pasa. Gdyby teraz nie leżał w szpitalu częściowo zagipsowany, na pewno oberwałby siarczystego liścia. Ale ktoś kiedyś powiedział, że nie leży się kopiącego, czy coś w tym stylu, więc będę trzymać się tej tezy.
- nie znasz go ! - krzyknęłam, co spowodowało mały bulwers jednej z pań pielęgniarek, które akurat przechodziły korytarzem.
- a ty go niby znasz ? masz pewność, że nie obraca właśnie jakieś panienki? Nie masz. Nie odezwał się do Ciebie od wczoraj. Sama wiesz, że to nie wróży nic dobrego.
- nie zamierzam tego słuchać - gwałtownie podniosłam się z krzesełka - życzę szybkiego powrotu do zdrowia - rzuciłam na odchodnym.
Na korytarzu minęłam się  z panią Alą. Kobieta była lekko zawiedziona, że już wychodzę, ale zmyśliłam na poczekaniu, że śpieszę się do domu.
Wsiadłam do autobusu i włożyłam do uszu słuchawki. Muzyka na prawdę potrafi uspokoić człowieka.
Zaraz po tym jak wysiadłam na przystanku rozdzwonił się mój telefon. Nie patrząc nawet na to kto dzwoni odebrałam. Tak bardzo chciałam, żeby moim rozmówcą okazał się Piotr.

środa, 15 maja 2013

ROZDZIAŁ 56, musiałam jechać.

W szpitalu byliśmy o wiele szybciej niż mogłam założyć. W recepcji dowiedziałam się, że muszę udać się na trzecie piętro. Na korytarzu siedziała już cała zgraja chłopaków i cierpliwie czekali na jakąkolwiek wiadomość o przyjacielu. Rodzice Kuby stali przy lekko przeszklonych drzwiach i tępo wpatrywali się w leżącego na szpitalnym łóżku syna. Podeszłam do nich i niepewnie spojrzałam w stronę sali czterdzieści dwa. Kuba leżał podłączony do masy kabelków, a cała jego głowa była obandażowana.
- co się w ogóle stało ? - zapytałam siadając koło Łukasza.
- miał wypadek na motorze - odpowiedział nawet nie podnosząc głowy, którą trzymał w swoich dłoniach - a najgorsze jest to, że to była nasza wina, moja wina.
- jak to ? - wtrąciłam niepewnie, kładąc swoją dłoń na ramieniu Wilczyńskiego.
- założyliśmy się. On miał wyciągnąć ile się da na prostej. Zarzuciło motorem i wpadł na drzewo. Od razu zadzwoniliśmy po pogotowie... To moja wina, moja wina - dodał po chwili już półszeptem .
Objęłam go mocno i przez chwilę trwaliśmy w milczeniu. Na całym oddziale panowała cisza jak makiem zasiał.Wszyscy ożywili się dopiero, gdy jeden z lekarzy opuścił salę Kuby. Po chwili jednak w raz z rodzicami zniknął za drzwiami pokoju lekarskiego.
I znów wszyscy w napięciu oczekiwali wiadomości o stanie naszego przyjaciela. Mijały sekundy i minuty, a drzwi gabinetu ani drgnęły.
Państwo Miroń siedzieli już razem z lekarzem od dobrych trzydziestu paru minut. W tym czasie szpital nawiedziło dwóch policjantów, którzy przyszli spytać się o stan pacjenta. Chłopaki złożyli dodatkowe wyjaśnienia.
- masz - Matt podał mi papierowy kubek wypełniony gorącym, parującym czarnym napojem.
- dzięki - odparłam - jak tam mecz?
- na razie nasi wygrywają - uśmiechnął się i zajął miejsce obok mnie.
- wygrają - zacisnęłam mocno kciuki.
Na szczęście chwilę później z lekarskiego wyszli rodzice Kuby oraz doktor prowadzący. W jednej chwili obstąpiliśmy Mironiów i z niecierpliwością wypisaną na twarzy oczekiwaliśmy wiadomości o stanie zdrowia ich syna.
- wszystko będzie dobrze - wyszeptała pani Alicja i ponownie dzisiejszego dnia jej oczy zaszkliły się łzami.
- złamana ręka i noga, Kuba miał na prawdę dużo szczęścia - dorzucił pan Staszek i mocniej objął swoją żonę.
Nie wiem czy to dobrze, ale odetchnęłam z ulgą. Tak jakby wielki kamień spadł mi z serca.
- teraz już wszystko będzie dobrze - przytuliłam Łukasza,
W uścisku trwalibyśmy za pewne jeszcze dłużej gdyby nie rozdzwonił się mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiła się rozpromieniona twarz Nowakowskiego, więc bez wahania odebrałam połączenie.
~ wygraliśmy !! - oznajmił na tyle głośno, że musiałam odsunąć telefon od ucha na dobre kilkanaście centymetrów.
~gratuluje - uśmiechnęłam się sama do siebie.
~oglądałaś ? - dopytywał.
~niestety nie - odparłam z widoczną skruchą w głosie - Kuba jest w szpitalu, musiałam jechać.
~Kuba, powiadasz ? - zapytał upewniając się.
~tak. Miał wypadek - spojrzałam na przeszklone drzwi za którymi leżał Miroń i mocniej zacisnęłam dłoń na telefonie.
Ku mojemu zaskoczeniu nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. No może po za długim dźwiękiem oznajmiającym, że rozmówca zakończył połączenie. Nie ukrywam, że bardzo mnie to zdziwiło, bo Piotrek nigdy bez uprzedzenia nie kończył naszej rozmowy.
Może szedł na dekoracje - tłumaczyłam sobie, próbując dodzwonić się do Nowakowskiego. Niestety bez żadnego rezultatu.A może z jednym - bateria rozładowana. 
Do domu wróciliśmy dość późno. Gdy tylko przekroczyłam próg swojego pokoju rzuciłam się na jedną z biurkowych szuflad. Wygrzebałam spod sterty papierów ładowarkę i podłączyłam do gniazdka mój telefon.
I wtedy zrozumiałam, że coś jest nie tak.

czwartek, 9 maja 2013

ROZDZIAŁ 55, który szpital ?

Zamarłam. Te kilka sekund zanim ponownie usłyszałam głos Grześka, były dla mnie niczym wieczność.
- jak schodziliśmy dzisiaj z boiska - zaczął swoją opowieść - Piotrek dostał w głowę szklaną butelką od jednego z bułgarskich kibiców.
Wstrzymałam oddech, a oczy momentalnie zaszły mi łzami. Mój Piotrek, mój kochany Piotrek...
- ale już wszystko jest w porządku - zapewniał mnie Kosok - hej, mała, nie płacz. Piter zaraz przyjdzie cały i zdrowy. O już idzie.
W oddali usłyszałam trzaśnięcie drzwi, a chwilę później zamiast Grzegorza przed laptopem siedział Pit.
- powiedział Ci ? - spytał niepewnie.
Kiwnęłam głową i otarłam mokre policzki.
- miał Ci nic nie mówić. Nie chciałem abyś się martwiła.
- Piotruś, jesteśmy razem, tak? - środkowy kiwnął twierdząco głową - tak więc powinniśmy sobie o wszystkim mówić.
- popieram - rozbrzmiał gdzieś w tle głos Grześka.
Jak zawsze ckliwe pożegnania, kilkakrotne życzenie powodzenia w jutrzejszym meczu i zapewnienie, że na pewno będę oglądać finał zakończyły naszą rozmowę.

Następny dzień prawie niczym nie różnił się od tego poprzedniego. Zerwałam się z łóżka o świcie i jak na szpilkach siedziałam bez czynnie na kanapie tępo wpatrując się w powtórkę wczorajszego meczu. I pomyśleć, że muszę się tak męczyć jeszcze kilka godzin, bo do meczu wcale mało nie pozostało.
Dla zabicia czasu posprzątałam cały dom, na co Mateusz zareagował tylko "Maj, Ciebie już do reszty pogięło" i dalej kontynuował wylegiwanie tyłkiem do góry w ogródku. A niech go czerwone mrówki obejdą, kurde!
Wyręczyłam nawet Joanne w przygotowaniu obiadu, co było już totalnym zaskoczeniem dla całej mojej rodzinki. Pocieszeniem był jedynie fakt, że z każdą minutą byłam bliżej meczu niż dalej.
- wyprowadź jeszcze Heksę, wtedy będę już mega szczęśliwy - rzucił radośnie Matt i wręczył mi smycz.
Spojrzałam na zegarek i szybko wyliczyłam, ze do meczu zostały mi jakieś trzy godziny. Głośny wzdychając wyciągnęłam Heksę spod drzewa, które w tak upalny dzień, jak dzisiaj, dodawało choć trochę ochłody.
Wolnym krokiem przemierzałam pobliskie przecznice, aż w końcu dotarłam do plaży. Posiedziałam tam kilkanaście minut, ale chęć bycia już w domu i zajęcia sobie dobrego miejsca przed telewizorem była silniejsza od wpatrywania się w powoli zachodzące słońce.
Zawołałam, więc wolno biegającą Heksę i czym prędzej wróciłyśmy do domu. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że mogę nie zdążyć, co potwierdziło jedno spojrzenie na ekran mojego telefonu.
- zdążyłam!? - zdyszana wpadłam do domu i runęłam na kanapę.
- zdążyłaś - potwierdził tata i nalał mi do szklanki schłodzonego napoju.
Jednym łykiem pochłonęłam całą zawartość. Teraz pozostało tylko odliczać minuty do rozpoczęcia meczu. Przebierałam w tą i z powrotem nogami, zaciskając mocno kciuki. Tak bardzo chciałam, aby nasi reprezentanci pokonali drużynę z USA i cieszyli się ze złotych medali. Wiem, że to nie będzie łatwe zadanie, bo jednak Amerykanie nie są byle jaką drużyną bez wielkich osiągnięć. Jednakże zawsze warto mieć nadzieję.
Nareszcie rozbrzmiał pierwszy gwizdek i wielki finał Ligii Światowej się rozpoczął. Oglądanie przerwała mi piosenka wydobywająca się z mojego telefonu. Nie patrząc nawet na to kto dzwoni, nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- przyjeżdżaj do szpitala. Kuba miał wypadek - rozbrzmiał głos po "drugiej stronie".
- który szpital ? - zapytała szybko, a reszta domowników spojrzała na mnie badawczym wzrokiem.
- na Łąkowej.
Szybko się rozłączyłam i nie zważając na trwający mecz, na który tak długo czekałam, opowiedziałam tacie o co chodzi i poprosiłam aby zawiózł mnie do szpitala.
Bo jednak jakby nie patrząc Kuba to mój przyjaciel. Może nie zawsze układało się między nami jakoś idealnie, ale słysząc, że miał wypadek, po prostu nie mogłam go tak zostawić.
Przyjaciół w potrzebie się przecież nie zostawia. 

czwartek, 2 maja 2013

ROZDZIAŁ 54, zięć

Potykając się o własne sznurówki popędziłam w stronę drzwi. Niestety w otworzeniu ich ubiegł mnie Mati wpuszczając gości do środka. Zdziwiona popatrzyłam jak chłopaki rozsiadają się w salonie i wyciągają z plecaków opakowania chipsów i puszki z piwem.
- dla ciebie też coś mamy - zaśmiał się Łukasz i rzucił w moją stronę puszkę owocowego Redds'a.
Widząc że każdy milimetr kanapy i foteli jest zajęta zniknęłam za drzwiami małego schowka z którego przytaszczyłam do salonu ogromną pufę w kształcie siatkarskiej Mikasy. Usadowiłam się w najlepszym miejscu salonu, wprost przed telewizorem, a zaraz koło mnie położyła się Heksa.
- siostra, łap - Mateusz rzucił we mnie reprezentacyjną koszulką Piotrka, którą w mgnieniu oka założyłam na białą bokserkę.
Chwilę przed rozpoczęciem meczu po całym pomieszczeniu rozniósł się dźwięk otwierania puszek. Jako iż ja zawsze miałam pecha w otwieraniu moją puszką zajął się siedzący za mną Wilczyński. Z paczką serowo-cebulowych chipsów między nogami wpatrzona jak w obrazek obserwowałam koncentrujących się przed meczem polskich reprezentantów. Bułgaria sama się przecież nie pokona.
W czasie grania polskiego hymnu o mało co się nie popłakałam. Ostatecznie zakończyło się na pojedynczej łezce która szybko otarłam kciukiem. Za każdym razem gdy na ekranie telewizora pojawiał się Piotrek myślałam, że serce wyskoczy mi z klatki piersiowej. Już w pierwszych minutach Pit popisał się perfekcyjnym blokiem i aż chciało się powiedzieć : TO MÓJ CHŁOPAK !
- Majka, ty się zaraz poryczysz - zaśmiał się Kuba widząc buzujące we mnie emocje.
Nigdy nie potrafiłam ukrywać tego co czuje. Gdy byłam smutna po prostu płakałam. Gdy się cieszyłam miałam uśmiech na pół twarzy. Byłam całkowitym przeciwieństwem Nowakowskiego, który nie bez powodu przez niektórych nazwany jest Ice Manem. Rzadkością jest zobaczyć Piotrka cieszącego się po zdobyciu punktu.
Ostatecznie Polska zmiażdżyła Bułgarów 3:0, kolejno do 23, 20 i 19.
Widząc szczęśliwe twarze naszych reprezentantów, nie zważając na siedzących w okół mnie chłopaków, zaczęłam płakać. Sny się czasem spełniają, a nasi chłopcy mają szansę na złoto Ligi Światowej. 
Zapatrzona w cieszących się siatkarzy nawet nie zauważyłam kiedy do domu wrócił tata i Joanna. Dopiero gdy chłopaki ryknęli na cały budynek donośnym "dobry wieczór" zauważyłam tate kręcącego z politowaniem głową.
- i co, wygrali? - zagadnęła Aśka.
- gdzie by mieli nie wygrać - zaśmiał się Mateusz.
- a jak się sprawował mój zięć?
Z dziwnym grymasem twarzy, którego nie da się opisać słowami, a graficznie wygląda mniej więcej tak : O.o, spojrzałam na tatę, który sam śmiał się z tego co powiedział.
- Piotruś za pewnie spisał się bardzo dobrze - odparła szybko Joanna widząc, że ja w wyobraźni zbieram właśnie szczękę z podłogi.
Bo jakby mogło być inaczej. Mój tata pierwszy raz nazwał Piotrka swoim zięciem. To jakiś historyczny moment, normalnie.
Około północy całe towarzystwo rozeszło się do swoich domostw. Po wzięciu błyskawicznego wręcz prysznica, położyłam się na łóżku z laptopem na brzuchu. Długo nie musiałam czekać na nawiązanie połączenia z biało-czerwoną Bułgarią.
Ku mojemu zaskoczeniu na ekranie nie pojawiła się uśmiechnięta mordka Nowakowskiego. Zamiast Pita pojawił się Kosok.  
- co się stało? Gdzie jest Piotrek ? - pytałam z przerażeniem
- też miło Cię widzieć - zaśmiał się - a z Piotrkiem wszystko w porządku, no może go trochę głowa boleć.
- że co? Co się stało? Jak to głowa?

niedziela, 28 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 53, dobro utro

Miłość – uczucie skierowane do osoby z pragnieniem dobra i szczęścia. Miłość może być rozumiana jako emocja wywołana poczuciem silnej więzi międzyludzkiej. Miłość daje zadowolenie dzięki obecności drugiego człowieka.
No właśnie, dzięki obecności. A co jeśli TEGO drugiego człowieka nie ma obok nas? Co jeśli kontakt rzeczywisty zastępuje jedynie rozmowa telefoniczna? Co jeśli zamiast pocałunku, czy przytulenie musi nam wystarczyć internetowe połączenie? Co jeśli zamiast widoku ukochanej osoby musi nam wystarczyć jej zdjęcie?
Wtedy codzienne życie staje się katorgą.
Od ponad miesiąca żyje od telefonu do telefonu. Od dwudziestej do dwudziestej, kiedy to Piotrek ma już "wolne" i spokojnie możemy porozmawiać przez magicznego Skype'a.
Od ponad miesiąca zamiast usypiać w ramionach Piotrka, usypiam przy włączonym laptopie i trwającym połączeniu internetowym.
I niby jesteśmy tak blisko siebie. I niby się widzimy. Ale dzieli nas bariera. Ekran komputera i setki kilometrów. Co z tego jak oboje przyłożmy dłonie do szyby laptopa jak nie poczujemy swojego dotyku?
Zresztą, Mateusz sam nie miał lepiej. A w sumie może i miał. Bo przecież Kaśka była zaledwie ponad sto kilometrów od Gdańska, a nie prawie trzy czwarte Polski dalej lub co najgorsze na drugim krańcu świata.
Od codziennego przebywania i pogrywania z chłopakami w siatkę na plaży moja skóra z alabastrowej przybrała o wiele ciemniejszą barwę. Co sobotnie wypady na pizzę znów zbliżyły mnie do Kuby i całej bandy. A siatkarze wreszcie do końca zaakceptowali koszykarzy i wzajemnie.

Obgryzając paznokcie oglądałam przed ekranem telewizora każdy mecz naszej reprezentacji. Ich podboje Ameryki Południowej i Skandynawii. Ekipa Andrei jak burza pokonywała swoich rywali i z pierwszego miejsca w grupie przeszli do ćwierćfinałów. Gdzie czekali na nich Kubańczycy i szczęśliwi przegrani fazy grupowej - legendarni Brazylijczycy. Ale co to dla nas. Z czterech ostatnich meczy z Canarhinios przegraliśmy tylko jeden i to ten na boisku przeciwnika.
Tym razem też wygraliśmy. Znowu 3:2.
W domu panował niezły harmider. Ale przecież to wytłumaczalne, gdy tata z Aśką zostawili chatę na głowie dzieciakom. I nie mówię tutaj o zorganizowaniu mega impezy na której zagościło pół Gdańska ale o wybuchu entuzjazmu po wygranym meczu najpierw z Brazylią, a następnego dnia z Kubą.

Siódmy lipca. 07.07. Czyż to nie magiczna data? Od samego rana chodziłam jak na szpilkach. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca, a moje myśli wypełniał jedynie wolno płynący czas i wielka trema. Ale przecież to nie ja gram dzisiaj mecz o wejście do finału Ligi Światowej.
Przez swoje roztrzepanie zbiłam rano ulubiony kubek taty i zepsułam zegarek Mateusza. Ale co tam, oby na szczęście!
- nie spinaj się tak - Mati usiadł obok mnie na kanapie z laptopem na kolanach - ktoś chce sobie z Tobą porozmawiać.
Zmierzyłam go wzrokiem, ale zaintrygowana jego wypowiedziom czekałam na jego kolejnych ruch. Położył laptopa na moich kolanach i naciskając bliżej niezidentyfikowany przeze mnie przycisk rozświetlił ekran. Po chwili ukazała mi się uśmiechnięta od ucha do ucha twarz Piotrka.
- dobro utro - przywitał się machając ręką przed kamerką.
- chyba dobro dziś.
Spojrzał na mnie spod byka i za pewne w głowie powtarzał już sobie jaką to jestem idiotką.
- trema jest? - zagaiłam przerywając głupie wywody na temat poziomu mojego IQ i posługiwania się językiem bułgarskim, który umiałam tyle co Chińczyk arabskiego.
- a powiem Ci że nie ma. Przynajmniej nie ja, bo Bartman już całą noc sika ze strachu w gacie - od Pita aż emanowała ciepła energia. On aż zarażał optymizmem. I zaraził również mnie. Jego uśmiech spowodował że nie przejmowałam już się wynikiem meczu. Liczył się tylko mój Piotr.
- będzie dobrze - gestem ręki wygoniłam Mateusza z salonu.
- wiem. Jak wygramy to będzie fajnie, a jak przegramy to przecież świat się nie zawali i zawsze jest jeszcze walka o trzecie miejsce.  
- obiecałeś mi złoty medal - przypomniałam mu ukazując dwa rządki moich zębów.
- obiecywałem coś takiego ? - zapytał zdziwiony.
- Piter ty nie pamiętasz co swojej lady obiecałeś? - ni stąd mi zowąd za Nowakowskim ukazała się mordka naszego kochanego Ignaczaka.
- no właśnie Piter. Obiecałeś mi złoty medal, a teraz mówisz o brązowym - skwitowałam obrażona krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.
- o złoty medal to się złociutka nie martw. Dzisiaj pokonany tych bułgarskich oszołomów, a jutro pozostanie nam tylko wisieńka na torcie, czyli pewnie USA'ńcy - przepowiedział przyszłość wszechwiedzący Igła.
- panowie jedziemy na hale - do pokoju wparował Kurek - siema Kajka.
- nie Kajka, tylko Majka - westchnęłam
- no a co powiedziałem ? - zaśmiał się i wyciągnął Krzyśka z pokoju.
Piotrek wziął laptopa i podążył za kolegami ciągle ze mną rozmawiając.
- dobra Piotrek wchodź już do tego autokaru, jedź na tą hale i dokop tym Bułgarom.
- sie wie, pani kapitan - zasalutował jak żołnierz w wojsku i zamykając laptopa zniknął za drzwiami autobusu.
Włączyłam telewizor i pojedynek pomiędzy Kubą, a USA. Po trzech setach to reprezentanci Stanów Zjednoczonych cieszyli się z co najmniej srebrnych medali. Z pomeczowego transu wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi.

środa, 10 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 52, bądźcie grzeczni

Odwróciłam się w stronę wołającego mnie siatkarza.No tak kochany Grzesiu jak zawsze spóźnił się na pożegnanie. Odwróciłam się i podeszłam do środkowego.
- pilnuj mi tam Piotrka - wyszeptałam przytulając się do siatkarza.
- ma się rozumieć - zasalutował niczym żołnierz w wojsku, po czym ukradkowo spoglądając na Pita zamienił się z nim miejscem.
Dosłownie zamienił się z nim miejscem. W przeciągu sekundy moje ciało nie oplatały już ramiona Kosoka, ale Nowakowskiego. Tata coraz bardziej się denerwuje i co chwilę słychać tylko samochodowy klakson.
- powinnaś już iść - oznajmiała, ale ciągle nie wypuszcza mnie z uścisku - z Katowic do Gdańska nie jest tak hop siup.
- a szkoda - dodaje i nieświadomie wycieram mokre od łez policzki w jego koszulkę.
Po stokrotnym wyznaniu sobie miłości i zapewnieniu o codziennym telefonowaniu do siebie na moją "rodzinkę" przyszło zbawienie. Ostatni raz omiotłam wzrokiem czekających jeszcze siatkarzy i machając im na pożegnanie zajęłam moje miejsce. Tata posłał mi lekko złowieszcze spojrzenie, choć wiem, że tak na prawdę w ogóle się nie gniewał.
- sam kiedyś byłem młody - zaśmiał się odpalając silnik.
Uśmiecham się nikle w jego stronę, jednocześnie kładąc swoją głowę na ramieniu siedzącego obok mnie Mateusza.

I tak z sekundy na sekundę tęsknie coraz bardziej.
I tak z kilometra na kilometr oddalam się od Niego.
I tak z miejscowości na miejscowość coraz bardziej brakuje mi jego bliskości, gestów, głosu, a nawet jego oddechu.

W końcu, jak to w czasie prawie każdej podróży, zmorzył mnie sen. Obudziłam się, a raczej zostałam obudzona kilka kilometrów przed Gdańskiem. Przegapiłam dwa postoje, paczkę żelek i "wyżerkę" w McDonaldzie. Ale w zamian za to choć przez chwilę mogłam mentalnie połączyć się z Piotrkiem poprzez sen.
A śniła mi się przyszłość. Niewielki domek, gdzieś na uboczu, daleko od zgiełku i hałasu wielkiego miasta. Tylko ja i On. Rano wychodził do pracy, gdzie jako trener młodzików szkolił następców kadry Anastasiego. Ja zostawałam w domu opiekując się naszym dzieckiem. I tak dzień w dzień czerpaliśmy radość z każdej chwili.
Na dworze było już ciemno, ale przecież nie ma się co dziwić, jak jest środek nocy. Obarczając Matiego moją walizką, co uczyniła również Kaśka ze swoją torbą, po omacku wchodziłam po schodach potykając się praktycznie co drugi stopień.
- uważaj bo sobie ząbki wybijesz i Piotrek Cię już nie będzie chciał - zaśmiał się Mateusz targając nasze bagaże na górę.
- ty lepiej uważaj na siebie, bo z tą twarzą to aż dziwne, że Kaśka Cię chce - odgryzłam się, a idąca przede mną Majchrzakowa odwróciła się i zmroziła mnie swoim mrożącym krew w żyłach spojrzeniem -  tylko bądźcie grzeczni - dodałam zamykając się w swoim pokoju.

Leżąc już na łóżku zamknięta na cztery spusty, z słuchawkami na uszach wystukałam wiadomość do Piotrka.
Wreszcie dotarliśmy do domu. Śpij dobrze.
Nie oczekiwałam żadnej odpowiedzi, więc lekko zdziwiłam się gdy po chwili mój telefon dał o sobie znać wibrując pod poduszką. 
Nie śpię, bo pilnuje telefonu oczekując wiadomości od Ciebie :> 
Mimowolnie uśmiechnęłam się do wyświetlacza, a na sercu zrobiło mi się aż za ciepło.
Nie kłam :D Za pewne siedzicie i gracie w karty. 

Nie? 

Jasne, jasne :) Nie wiem jak ty, ale ja idę już spać.. Pozdrów chłopaków.
Kocham Cię :*

Chłopaki również Cię pozdrawiają.. Zbysiu coś jęczy, że stęsknił się za swoją największą fanką Kasią :D Igła osobiście, życzy Ci przepięknych biało-czerwonych snów. A ja życzę Ci dobrej nocy ;)
Ja Ciebie kocham bardziej niż ty mnie ;**

Odłożyłam telefon na szafkę nocną i z czystym sumieniem zamknęłam oczy udając się w rejs do krainy wszechmocnego Morfeusza. 





Przepraszam za opóźnienia, ale brak pomysłów na kontynuacje tego opowiadania mnie przytłacza.
Już teraz zastrzegam, że w przyszłym tygodniu może być mała przerwa w "dostawie" nowych rozdziałów, spowodowana tymi nieszczęsnymi egzaminami gimnazjalnymi -.-
niestety trzeba w końcu zajrzeć do jakiś repetytoriów :< 
Już teraz trzymajcie za mnie kciuki :D 
Pozdrawiam
M. 

środa, 3 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 51, jakaś z brzuszkiem


Włożyłam rękę do kieszeni, ale nie wyczułam w niej nic oprócz paczki gum do żucia i jakiś drobniaków. Druga kieszeń była pusta.
 - nie chce nic mówić ale tutaj nic oprócz tego nie ma - pokazałam mu znalezione przedmioty.
- no nie mów że gdzieś to zgubiłem ? - jęknął i zaczął przeszukiwać kieszenie bluzy.
- najprawdopodobniej ta teoria jest najprawdopodobniejsza - zaśmiałam się - wracajmy.
Chwyciłam go za rękę i poczekałam aż wstanie. Wolnym krokiem i w zupełnej ciszy zmierzaliśmy do hotelu. Piotrek za pewne cały czas myślał nad tym gdzie zgubił ten prezent dla mnie. 
Tuż przed budynkiem hotelu Pit zatrzymał się i pukając sobie w czoło zaczął mruczeć coś pod nosem.
Czyżby rozszyfrował zagadkę zaginięcia owego prezentu ? 
- no Sherlocku co tam odkryłeś ? - zapytałam z uwagą przyglądając się analizującemu całe zajście siatkarzowi.
-  według moich szarych komórek masz na sobie bluzę Bartka - oznajmił.
Błyskawicznie obejrzałam cyferkę widniejącą z prawej strony.
- trochę zniekształcona ta jedynka, co nie ? - zaśmiał się pstrykając mnie palcami w nos.
- taka jakaś z brzuszkiem - westchnęłam. 
- chodź szybko na górę - chwycił mnie za rękę i prawie biegiem dotarliśmy pod drzwi pokoju.
Szybko zlokalizował wzrokiem swoje odzienie wierzchnie uhonorowane narodowymi barwami. Gestem ręki kazał mi spokojnie usiąść na łóżku i czekać. Czekałam aż Piotrek łaskawie odszuka ten prezent w kieszeniach tym razem już swojej bluzy
Nie lubię dostawać prezentów, a tym bardziej prezentów niespodzianek. Przecież ja dla Niego nic nie mam. A znając Piotrka wydał na to "coś" niemałą sumę pieniędzy. Czyżby aluzja bankruta tyczyła się właśnie wydania zbyt dużej kwoty na mniemany prezent ?
- zamknij oczy - polecił mi.
Niepewnie przystawiłam dłonie do mojej twarzy. Nie byłam bym sobą, gdybym nie podglądała przez place. Robiłam to jednak na tyle dyskretnie, że Nowakowski się nie zorientował. Albo może i się zorientował, ale nie chciał mnie już upominać? 
Poczułam przenikliwe zimno na swojej szyi. Momentalnie przez moje ciało przeszedł dreszcz wywołany miękkimi wargami środkowego, które odcisnęły się na moim ramieniu. Kątem oka spojrzałam na zawieszkę, w kształcie serca. Cała wysadzana była drobniutkimi kamyczkami.
- Nowakowski -  mruknęłam - ile to kosztowało ? 
- o takie rzeczy mężczyzn się nie pyta - uciął krótko - i tak ty jesteś dla mnie cenniejsza.
Drążenie tego tematu nie dało by mi za pewne nic oprócz kłótni z siatkarzem. 
Uśmiechnęłam się do niego szeroko i jeszcze raz patrząc na naszyjnik rzuciłam się w jego ramiona. 
- dziękuję - wyszeptałam składając na jego ustach delikatny pocałunek.


Znów musieliśmy się rozstać. Tym razem na dłużej. Mieliśmy się zobaczyć dopiero 15 sierpnia - w jeden z najważniejszych dni w moim życiu, bo przecież osiemnaście lat ma się tylko raz.
Żal, ból, smutek.. co jeszcze mam czuć żegnając się z ukochanym? Wizja kilkumiesięcznego nie widzenia się, nie czucia jego bliskości, przeszywającego spojrzenia, kojącego dotyku, łagodnego szeptu przytłacza mnie całkowicie. Chcę dokładnie zapamiętać każdy milimetr jego ciała, każdy najmniejszy szczegół : niewielkie znamię na plecach, pieprzyk na twarzy, blizna na kolanie. Chcę zapamiętać każdą rysę jego twarzy, każdy grymas, każdą minę... Chcę zapamiętać go całego.
Siedzieliśmy w milczeniu wzajemnie lustrując swoje persony. Za pół godziny będę już w drodze do Gdańska. A to trzydzieści minut, już teraz nawet dwadzieścia kilka, to stanowczo za mało aby nacieszyć się Piotrkiem.
Sięgnęłam po swoją torebkę z której szybko wyjęłam lustrzankę.
- uśmiechnij się - poleciłam siatkarzowi, po czym oślepiłam go lampą błyskową.
Przelotnie spojrzałam na rezultat końcowy, odbitka na pewno wyląduje na mojej ścianie zdjęć. Zanim Nowakowski się zorientował miałam już na karcie pamięci całą sesję jego portretów. On jednak nie było mi dłużny. Wyciągnął swój pachnący jeszcze nowością telefon i przygarniając mnie do siebie "pyknął fotkę". 
- będzie na tapetę - wyszczerzył się głupio do swojego telefonu.
Ku mojemu zaskoczeniu do pokoju wparowała delegacja siatkarzy, na czele z Kurkiem. Bartosz trzymał dość pokaźnych rozmiarów antyramę z nigdzie nieopublikowanymi zdjęciami całej reprezentacji. 
- jesteś jedynym posiadaczem tych fotek, więc proszę Cię.. - oznajmił Igła
- wiem, Krzysiu.. Nie martw się nie wyjdą na światło dzienne - posłałam libero krzepiący uśmiech - dziękuję.
Przytuliłam kolejno Bartosza, Krzysztofa i Zbigniewa, po czym Bartman stwierdził, że zostawią nas samych i zniknął.
Nadszedł więc ten moment. Czas ostatecznego pożegnania. Piotrek chwycił rączkę mojej walizki i opuściliśmy pokój. Windą zjechaliśmy na dół, a na parkingu czekała już reszta "rodzinki". 
Rzuciłam Nowakowskiemu błagalne spojrzenie, coś w stylu "nie odchodź, proszę, mogę nawet paść na kolana". Na jego reakcje długo czekać nie musiałam. Zamknął moje ciało w szczelnym uścisku.
- Maju musimy już wyjeżdżać - popędzał mój tata.
- jeszcze chwilka - mruknęłam nie wyswobadzając się z piotrkowych ramion. 
- pięć minut  - oznajmił i usiadł za kierownicą.
- będę tęskniła - nawet nie wiem kiedy po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- ja bardziej - sprzeczał się.
Pokiwałam z niedowierzaniem głową. Że też wa takich momentach on nadal chcę się kłócić o rzeczy tak mało ważne jak kto tęskni bardziej. 
Jego wargi błyskawicznie znalazły się na moich. Ktoś kiedyś powiedział, że ostatni pocałunek jest tym najpiękniejszym. Ten zdecydowanie miał w sobie to coś magicznego. Ponaglana wołaniami taty ostatni raz musnęłam wargami policzek siatkarza i ze łzami w oczach podążyłam do samochodu.
- Majka zaczekaj! - usłyszałam gdy otwierałam już drzwi.

niedziela, 31 marca 2013

ROZDZIAŁ 50, ja tylko po.. Antka.

- Zakochani są wśród nas
Zakochani pierwszy raz
Tak po prostu, bez pamięci zakochani.
Mają po dwadzieścia lat
Swoje ścieżki, które wiodą ich w nieznane - podśpiewywał Kurek dotrzymując nam kroku. Brakowało tylko aby co jakiś czas podskakiwał.. wyglądałby wtedy tak.. słodko (?)
- skąd ty znasz takie piosenki ? - Piotrek delikatnie szturchnął jego ramie.
- ostatnio zajumałem empreczwórkę Gumy, a on same takie klasyki słucha - wyszczerzył się przyjmujący i z impetem otworzył drzwi pokoju - nie martwcie się misiaki, ja się zmywam do Jarskiego.
Bartek wyciągnął z szafki jakąś koszulkę i posyłając w naszym kierunku buziaka w powietrzu zniknął gdzieś w labiryncie korytarz.
- myślisz, że sam na to wpadł ?  - zagadnęłam zamykając za Kurkiem drzwi, bo przecież w mózgu Bartosza nie ma ikonki "zamknij drzwi", bo po co ? Jak mogą to za niego zrobić inni.
- idę o złocisza, że Igła albo Bartman kazali mu się wynieść - westchnął Nowakowski opadając bezwładnie na łóżko.
- tylko o złotówkę? Ja bym postawiła co najmniej dziewięć dziewięćdziesiąt dziewięć - zaśmiałam się.
- przykro mi, ale takimi funduszami nie dysponuje - skrzywił się i jednym ruchem ręki chwycił za mój nadgarstek w celu zmuszenia mojego ciała do wylądowania na łóżku
- jak to ? - zdziwiłam się - taki wspaniały , wyśmienity siatkarz nie ma dziesięciu złotych ? Ty powinieneś mieć jakiś dorobek po tylu latach gry.. - lamentowałam - jeżeli jesteś biedny, to ja nie mam tu czego szukać!
Z powagą spojrzałam na Piotrka, ale moje oczy jak zawsze mnie zdradziły, Skubane od razu pokazały, że "dusza się śmieje". Środkowy widząc moją minę zaczął się śmiać. Co ja mówię, on się wręcz dusił swoim śmiechem!
- jak dobra dziewczyna i osoba, która jak mniemam zaliczyła kurs pierwszej pomocy powinnaś zrobić mu sztuczne oddychanie. No wiesz usta usta i te sprawy. Chyba nie muszę Cię uczyć? - do pokoju wparował Kurek, który swoim zwyczajem znów nie zamknął drzwi. W odpowiedzi na swój słowotok dostał poduszkowym pociskiem od Pita - ja tylko po.. Antka.. - zmieszany podszedł do swojego łóżka.
- Antka?! - spytałam obserwując jak Bartek wyciąga spod kołdry... pluszowego misia.
- no to ja już sobie pójdę - podrapał się po karku - miłej nocy.
Pofatygowałam się za nim do drzwi, a gdy tylko je zamknęłam zsunęłam się po nich i wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Tylko ja się nie dusiłam jak Piter, ja wręcz płakałam ze śmiechu.
- Antek ? - wydusiłam między kolejnymi napadami histerycznego chichotu.
- dostał go od babci na szesnaste urodziny - wyjaśnił Piotrek i pomógł mi wstać z granatowej, brudnej, całej w okruchach po bartusiowych ciasteczkach wykładziny.
- chodźmy na ostatni spacer, bankrucie - poklepałam go po policzku i zabierając z krzesełka jego reprezentacyjną bluzę wyciągnęłam na korytarz.
Grzecznie poczekałam aż Nowakowski zamknie pokój na klucz, po czym włożyłam jego okrycie wierzchni, tzn. wyżej wymienioną bluzę, a moja dłoń spoczęła  w szczelnym uścisku dłoni środkowego.
Wyszliśmy z hotelu machając na wszystkie strony naszymi splecionymi ze sobą dłońmi. I może wyglądało to komicznie : ja sięgająca mu do klatki piersiowej, w jego bluzie, w której jak się można było spodziewać pływałam, on - wielkolud, wysportowany. Para wprost idealna. A dodajmy do tego jeszcze trochę romantyzmu .. rozpłynąć się idzie.
Katowice wieczorną porą zapierały dech w piersiach. Delikatne światło bijące od ulicznych latarni oświetlało co jakiś czas skrawek czy to chodnika, czy jezdni. Jedynym mankamentem w tym mieście był ruch uliczny. Samochód za samochodem przemierzały niemal każdą katowicką ulicę. W parku nieopodal naszego hotelu znaleźliśmy cichy zakątek - niewielką, starą ławeczkę w samym rogu parku. Brakowało tylko ćwierkania ptaków, ale o tej porze wynagradzał nam to koncert pasikoników. Słuchaliśmy ciszy i wzajemnego bicia naszych serc. I kto by pomyślał, że jutro będziemy musieli się pożegnać.
- obiecasz mi coś ? - szepnęłam unosząc głowę do góry, aby zatopić się w jego błękitnych tęczówkach.
- cokolwiek zechcesz - wygiął usta w uśmiech, po czym ucałował mój policzek.
- przywieźcie z Ligi Światowej złoty medal. Chcę zobaczyć jaki jest ciężki - zaśmiałam się.
- jakbyś powiesiła go na szyi to uwierz mi mogłoby być już po niej.
- może nie będzie tak źle - westchnęłam - wracajmy do hotelu.
- jeszcze chwilka - mruknął i z zadumą wpatrywał się w odległy kąt parku.
Spojrzałam w stronę, w którą patrzył ale nic  oprócz ławeczki stojącej pod starym bukiem tam nie zobaczyłam.
- nad czym tak myślisz ?- zagaiłam
- mam coś dla Ciebie - odparł z nonszalanckim uśmiechem - włóż rękę do kieszeni.

poniedziałek, 25 marca 2013

ROZDZIAŁ 49, co jej jest ?

Szpitalny zapach od dziecka wywoływał u mnie mdłości. Sterylne pomieszczenia i białe ściany raziły mnie o oczy swoją jasnością. Mocne światło z bakteriobójczej lampy uniemożliwiało mi otworzenie oczu. No Majeczko, załatwiłaś się na amen. Z ledwością podniosłam powieki. Kształty i przedmioty zaczęły nabierać ostrości. Do prawej ręki przypięty miałam wenflon  a lewa trwała w mocnym uścisku mojego ojca. Obok niego stała Joanna, a Kaśka i Mateusz siedzieli na łóżku obok.
- co się stało? - spytałam.
W moim gardle panowała istna Sahara. Każde wydobycie jakiegokolwiek dźwięku powodowało ból całej mojej jamy ustnej.
- zemdlałaś w czasie meczu - oznajmił tata - pójdę po lekarza.
- wygrali? - odwróciłam głowę w kierunku dwójki przyjaciół.
- tak. Właśnie napisałam do Piotrka, gdzie jesteś. Wcześniej nie chcieliśmy go denerwować - odparła Katarzyna.
Chwilę później do sali wbiegł zdyszany Nowakowski. Podszedł do mnie i już na samym początku zasypał mnie lawiną pytań. Dopiero przybyły lekarz ostudził trochę napływ kolejnych pytań ze strony siatkarza.
- no panienko, jak się czujemy ? - zagaił entuzjastycznie pan w białym fartuchu.
- jakbym spala niemal rok. Mogłabym poprosić coś do picia?
- Ja pójdę - wyrwał się Mat i ciągnąć Kaśkę za rękę opuścili pomieszczenie.
- panie doktorze, dlaczego moja córka straciła przytomność ? - spytał ciągle zdenerwowany mój tata
- przemęczenie i zaduch panujący na hali to chyba te podstawowe czynniki przyczyniające omdleniu panny Rej. Polecam zdrowo się odżywiać, uprawiać jakiś sport i wszystko będzie dobrze.
- a kiedy będę mogła wyjść ? - wtrąciłam się w słowa lekarza i z utęsknieniem spojrzałam na Piotrka.
- zaraz przyniosę wypis - puścił mi oczko i zniknął za przeszklonymi drzwiami.
Chwilę później zjawiła się pielęgniarka i z wielkim uśmiechem na ustach odczepiła mi wenflon. Szkoda tylko, ze swoje usta wykrzywiła w uśmiech tylko do obecnego na sali siatkarza, a nie w stronę biednej, schorowanej pacjentki, czytaj mnie. Wywróciłam oczami w stronę Nowakowskiego, a ten tylko strzelił smile jak stąd do Gdańska i złożył autograf na kartce którą podawała mu piguła. Wspominałam już, że mam alergie na wszystko co chodzi w białych fartuchach i od stóp do głów jest odkażone? Nie ? No to właśnie wam mówię. Od razu gdy przypomniałam sobie o mojej niezwykłej, rzadko występującej alergii zaczęły swędzieć mnie całe ramiona i uda. Od razu rzuciłam na "alergiczne" miejsca moje wypielęgnowane paznokcie. Piter spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Tylko tata wiedział o tym moim małym odchyle. Pokręcił roześmiany głową, a ja ciągle się drapałam. Na moich rękach pozostały czerwone kreski pozostawione przez moje paznokcie.
- co jej jest ?  - wydusił w końcu Pit
- alergia na szpital - zaśmiałam się.
W końcu mogłam opuścić te cztery białe, sterylne kąty. Na korytarzu minęliśmy się z Mateuszem i Kaśką, którzy dopiero teraz łaskawie chcieli przynieść mi wodę. Zapłon to oni mają. Odebrałam od Majchrzakowej plastikową butelkę z niegazowaną przeźroczystą cieczą, ale siły brak. Kilka razy próbował odkręcić jasno niebieską zakrętkę butelki, ale za Chiny Ludowe nie chciała się odkręcić. W końcu zobaczyłam wystawioną w moim kierunku piotrkową dłoń. Podałam mu butelkę,a  ten jednym ruchem pozbył się nakrętki.
- kobiety - westchnął i oddał mi odkręconą już wodę.
- ale przecież za to na kochanie - dodała Joanna - przy nas możecie wykazywać się swoimi super zdolnościami i siłą. Bo przecież odkręcenie butelki to taka trudna rzecz.
- dla Majki tak  - bronił się środkowy.
- tylko, że Majka nie dawno straciła na moment kontakt z rzeczywistością - zgasiła go Katarzyna.
Siatkarz tylko mruknął coś pod nosem i chwytając moją dłoń szliśmy w stronę wyjścia ze szpitala. Okazało się, ze reszta naszych reprezentantów czeka w autokarze na parkingu przed budynkiem. Gdy tylko nas zobaczyli wybiegli z pojazdu i zasypali mnie kolejną dawką pytań, o przyczyny omdlenia, jak się czuję i czy przypadkiem czegoś nie potrzebuje. Z uśmiechem zbywałam ich krótkimi odpowiedziami, aby w końcu wpakował Nowakowskiego i resztę bandy z powrotem do autobusu, a sama zająć miejsce w samochodzie ojca. Swędzenie ustało gdy tylko szpital zniknął z pola mojego widzenia.
Pod hotel dojechaliśmy grubo po godzinie. Katowickie korki to chyba nieodłączna wizytówka tego miasta, a już na pewno kilkadziesiąt minut po zakończeniu starcia Reprezentacji Polski i Brazylii. Teraz to Polacy staną się siatkarską legendą, wielkimi triumfatorami Ligii Światowej. Nie ma w tym cienia wątpliwości, że ten sezon jest jednym z najlepszych w całej historii polskiej reprezentacji. Anastasi stworzył kadrę - marzenie. Ma po kilku wyśmienitych zawodników na każdej pozycji i czasem trudno wybrać mu tą wyjściową szóstkę.
Po jakże żmudnym i przymusowym odśpiewaniu kilku polskich szlagierów w końcu jadący przed nami autokar z siatkarzami i sztabem szkoleniowym zatrzymał się na hotelowym parkingu. To samo zrobił również tata i już po chwili siedziałam w restauracji z nosem w Menu. Chwilę później w dość obszernym pomieszczeniu zjawili się nasi reprezentanci. Piotrek jak gdyby nigdy nic usiadł razem z Kurasiem przy moim stoliku i razem ze mną próbowali wybrać jedno danie z dość obszernej listy proponowanych przez lokal.
- co dziś robimy ? -  zagaił Bartek, gdy dostał swoją jakże wyczekaną porcję jakiegoś mięsiwa
- w sumie jutro nie mamy meczy.. to może... - zaczął niepewnie Pit spoglądając w moim kierunku.
- ja już jutro wyjeżdżam - zastrzegłam, skinieniem głowy dziękując kelnerce za przyniesiony talerz
- tak więc ja już wiem co będę robił - krzyknął uradowany środkowy.
W odpowiedzi usłyszeliśmy tylko zrezygnowane westchnienie Kurka opatrzone w jakże trafne stwierdzenie : "Zakochani są wspaniali".

środa, 20 marca 2013

ROZDZIAŁ 48, nie pamiętam nic

- kurwaaaaa ! możecie mi powiedzieć co ja robiłem przez całą noc pod pokojem Andrei?!
Lepszej pobudki niż Bartosz Kurek i jego zdezorientowanie na twarzy chyba nie da się wymarzyć. Uniosłam się na łokciach i "wyjrzałam" zza ciała Pita. Przyjmujący usiadł na swoim łóżku i przez chwilę zbierał jeszcze myśli, aby potem ponownie wybuchnąć.
- no normalnie kuźwa, nie wiem co się stało - odpowiedział na pytanie, którego i tak nikt mu nie zadał. Dziwne ? Nie, to przecież Bartek, a on ma różne urojenia - pamiętam tylko tyle, że położyłem się na łóżku i zapadłem w sen.. No, a  kuźwa potem się budzę pod drzwiami trenera. Za jakie, kurwa, ja się pytam grzechy!?
- Siurak, stul pysk! Ja chcę spać - mruknął Nowakowski i wtulił głowę w poduszkę obejmując mój brzuch swoją długą ręką.
- ja tu właśnie zastanawiam się co robiłem w nocy, a ty mnie tak traktujesz. Foch, Piotrze. Bartosz strzela focha! - Kurek skrzyżował ręce na klatce piersiowej i z naburmuszoną miną siedział w bezruchu.
- jak dzieci - machnęłam ręką.
Wyswobodziłam się z piotrkowego uścisku i zabierając swoje ubrania zamknęłam się w łazience. W zwolnionym tempie wykonałam poranną toaletę i związując włosy w koński ogon wróciłam do "sfochanych" siatkarzy. Tak więc, to co tam zastałam niczym nie różniło się od tego co tu pozostawiłam. Piter nadal spał w najlepsze cicho pomrukując, a Kuraś.. mhh. Kuraś jak to Kuraś, nastroszył piórka i z pokerową twarzą wpatrywał się w okno.
- olśniło mnie, gdy myłam zęby! - klasnęłam w dłonie, a "nieśpiący" siatkarz spojrzał na mnie pytającym wzrokiem - wiem skąd wziąłeś się pod pokojem Andrei.
- i teraz boli mnie kręgosłup - dodał i rozmasował swoje plecy.
Opowiedziałam mu o wczorajszej zabawie w rycerza - obrońce utrapionych i morderce poczwar ziejących ogniem. Przy przytaczaniu tej jakże arcyzabawnej historii tłumiłam w sobie śmiech, za to Nowakowski, który nieoczekiwanie się przebudził rzucał się na łóżku w tą i z powrotem nie omieszkując od chichotu. Bartek w skupieniu wysłuchał całego mojego monologu, po czym schował twarz w dłoniach i zaczął kołysać się do przodu i do tyłu, i do przodu i do tyłu...
- diagnoza jest bardzo prosta - oznajmiłam niczym rodowity lekarz rodzinny.. w sumie to czemu by nie zostać taką panią doktor... ale zaraz, to raczej nie możliwe,  ja za ładnie pisze! - lunatykowałeś.
- a no faktycznie wczoraj pełnia była - wypalił środkowy wstając z podłogi, na którą niespodziewanie upadł.
- mam takie głupie pytanie - przyjmujący podrapał się po głowie - zawsze chciałem wiedzieć, czy jak się lunatykuje to ma się ręce wyciągnięte do przodu, no tak jak to mają zombie.
Bartosz zaprezentował nam chód umarlaka, co oboje, razem z Piotrkiem skomentowaliśmy kolejną salwą śmiechu i facepalmami. Dorosły człowiek, a zadaje takie głupie pytania. No kto by pomyślał.
Po tym jakże dziwnym incydencie wszyscy udaliśmy się na śniadanie, gdzie wszyscy reprezentanci naszego pięknego kraju dyskutowali na temat spotkania z Brazylią. Już raz udało im się pokonać Canarinhos i to po dziesięciu latach dostawania po tyłkach.
- uda wam się - zaśmiałam się żegnając się z Piotrkiem przed hotelem - macie dodatkową broń w postaci polskich kibiców.
- ciul z kibicami. Moją dodatkową bronią jesteś ty - pocałował mnie w czoło i mocno przytulił.
- ależ to było romantyczne - oznajmił Igła wyłaniając swoją twarz zza kamery.
- wieeemy Krzysiu - westchnął środkowy i zasłaniając swoją dużą dłonią obiektyw namiętnie mnie pocałował.

Nadeszła godzina rozpoczęcia najważniejszego starci z Brazylijczykami. Musieliśmy im pokazać, że bez względu na wszystko Polska jest silnym krajem. Mieliśmy jeden plus - własne terytorium, wiec tym bardziej załoga Andrei musiała się sprężyć i ponownie zmieść reprezentantów kraju Ameryki Południowej z powierzchni boiska.
- niech wracają do tej swojej Australii! - zaśmiała się Kaśka siadają na krzesełku obok mojego
- Australii?  -  zdziwił się Mateusz zajmując miejsce obok mojej przyjaciółki.
- no a gdzie niby leży Brazylia ? - Majchrzakówna spojrzała na nas spod byka.
- w Ameryce południowej ciołku  - westchnęłam.
- jak ty zdasz maturę z geografii ? - zapytał z politowaniem Janos.
- i tu Cię zaskoczę! nie zdaje matury z geografii - wystawiła w jego kierunku język.
Nagle wszyscy ucichli, gdyż spiker zapowiedział część oficjalną powitania, a mianowicie hymny. Po wykonaniu a capella  Mazurka Dąbrowskiego i uronieniu kilka łez wzruszenia zaprezentowano wyjściowe siódemki.
Punkt za punktem pierwszy set zbliżał się ku końcowi. Ale ostatecznie inauguracyjną partię meczu wygrała nasza reprezentacja, co wywołało jeszcze większą wrzawę niż w czasie jej trwania. Cały Spodek wypełniony był do ostatniego miejsca. Gdzie się nie obejrzałeś, mogłeś zobaczyć kibiców ubranych w biało-czerwonych barwy z wymalowanymi twarzami, szalikami i innymi kibicowskimi atrybutami. Karta pamięci mojego aparatu pękała już w szwach, a ja pękałam z dumy. Na boisku stoi mój chłopak. Mój Piotrek. Na jego widok serce fiknęło mi kilka koziołków. Tylko, że mamy mały problem....nie pamiętam nic co później się wydarzyło.

piątek, 15 marca 2013

ROZDZIAŁ 47, ufasz mi?

Usiadłam na schodach i chowając twarz w dłonie zaczęłam płakać. Wiem, że życie z siatkarzem nie jest łatwe. Jego ciągle nie ma, podróżuje po całym świecie. Szkoda, że nikt wcześniej nie ostrzegł mnie przed napaloną fankę, która będzie przystawiać się do Piotrka. Gdybym wiedziała o tym wcześniej nigdy nie zgodziłabym się na taki "układ".
Nieoczekiwanie po klatce schodowej rozniósł się stukot obcasów, a po chwili przede mną ukazała się sylwetka Joanny.
- Maju, co się stało? - usiadła obok mnie i odgarnęła przyklejone do moich policzków włosy - coś z Piotrkiem?
Kiwnęłam tylko głową i wpakowałam głowę w jej ramiona.
- całował się z jakąś fanką i ja to widziałam - wyłkałam.
- dałaś mu to wytłumaczyć? - rytmicznie kołysała się w przód i w tył głaszcząc przy tym moje włosy.
- trochę nie bardzo - westchnęłam
- w związku rozmowa jest podstawą. Kolejną rzeczą jest zaufanie. Musicie to sobie wyjaśnić. Zostawię was samych.
Nie wiedziałam o co jej chodzi. Odsunęłam się, a Aśka weszła na piętro. Dopiero po chwili dostrzegłam Nowakowskiego. Usiadł na miejscu Joanny i przez chwilę tępo wpatrywał się w jakiś oddalony punkt. Siedzieliśmy w milczeniu, które przerywały tylko nasze oddechy.
- Majka, bo to na prawdę nie tak jak myślisz - przerwał krępującą ciszę - Ja nawet nie wiem kim ona była. Majka, zaufaj mi, proszę.
Przeniósł swój wzrok na mnie. Jego smutne oczy sprawiły, że słone krople ponownie popłynęły po policzkach. Ukojenie przyszło w postaci dłoni Piotrka, który jednym ruchem otarł kapiące łzy.
- obiecuje Ci, że teraz będzie już tylko lepiej - wyszeptał mi do ucha - tylko proszę cię zaufaj mi.
Wsłuchałam się w jego słowa. Mój mózg zaczął pracować, a serce przyśpieszyło. Od tej jednej decyzji zależało moje życie. Życie z Piotrem. W błyskawicznym tempie zrobiłam podsumowanie wszystkich plusów i minusów. Jego popularność była jednym z ujemnych czynników. Jednak postanowiłam nie przeszkadzać miłości.
- ufam ci - powiedziałam pewnie.
- nie zawiodę cię, obiecuje.
Przymrużyłam oczy czując usta Nowakowskigo na swoich. Nie trwało to jednak zbyt długo.
- no młodzieży mi siedzimy na podłodze, bo wilka dostaniecie - inteligentny Ignaczak jak zwykle zjawił się w samą porę.
- Krzysiek ja nie wiem czy ty nam jakieś czujniki poprzyczepiałeś że ciągle wiesz gdzie jesteśmy.. - westchnęłam i z pomocą środkowego wstałam z zimnych kafelek.
- tak i namierzam was moim prywatnym odrzutowcem - zaśmiał się libero.
- masz odrzutowiec i się nie pochwaliłeś!? Jak mogłeś - ni stąd ni zowąd zza rogu wypełzł szanowny pan Kurek.
- a jakoś tak nie było okazji - Igła machnął ręką
- ale następnym razem się przelecimy ? - Barosz zrobił te swoje maślane oczka niczym kot we Shreka.
- kto kogo przeleci? - jakby grom z jasnego nieba przed nami wyłoniła się persona Bartmana
- ty Aśkę - zaśmiał się Piotrek za co został skarcony przez moje spojrzenie.
- moje życie prywatne niech zostanie tajemnicą - odparł Zbigniew z tajemniczym uśmiechem.
- i tak nam w Spale wszystko wyśpiewasz - Ignaczak złowieszczo zatarł dłonie.
- Spała nasza kochana Spała, zrobi z każdego pedała - zanucił wychodzący akurat z pokoju Kubiak.
- z ciebie już zrobiła - wyszczerzył się Kurek, po czym szybko ulotnił się w stronę swojego pokoju, a zaraz za nim pobiegł zdenerwowany Michał.
- dzik jest dziki. Dzik jest zły. Dzik ma bardzo ostre kły - wyrecytował Bartman
- w przedszkolu się tego nauczyłeś? - zapytałam uszczypliwie
- nie w podstawówce - pokazał mi język.
Na horyzoncie pojawił się trener Andrea, więc wszyscy potulnie jak baranki porozchodzili się do swoich pokoi. No prawie wszyscy. Nowakowski z uśmiechem od ucha do ucha przeszedł obok szkoleniowca ściskając przy tym mocno moją dłoń w swojej. Anastasi tylko pokiwał głową i dalej kontynuował swój obchód.
Zatrzymałam się przy drzwiach do swojego pokoju i już chciałam chwycić za klamkę, gdy Piotrek odsunął mnie na bok.
- dziś śpisz ze mną - uśmiechnął się i pociągnął mnie dalej.
W pokoju był już Bartek i znęcający się nad nim Kubiak. Piter rzucił mi swoją koszulkę i polecił zająć łazienkę jako pierwsza. Wzięłam więc szybki prysznic i odziana w luźny t-shirt środkowego stanęłam przed lustrem.
- przyniosłem Ci twoją kosmetyczkę i jakieś spodenki - do łazienki bez żadnego uprzedzenia wpadł m ó j siatkarz.
- puka się - zganiłam go.
- boże to już nawet nie mogę wejść do łazienki, gdy przebywa w niej moja dziewczyna? - ułożył swoją dłoń na moim pośladku.
- Nowakowski no! - krzyknęłam.
- rycerz Bartosz uratuje cię od złego czarodzieja - do łazienki wbiegł Kurek udając że jedzie na koniu, a w ręce trzymał butelkę z wodą imitującą miecz.
Spojrzeliśmy na niego jak na idiotę, który wyrzucony by został nawet z zakładu dla psychicznie chorych.
- pozwól tej oto tu dziewoji ubrać się - dalej ciągnął tylko sobie wiadomą szopkę.
Wyrwał z dłoni Nowakowskiego moje spodenki i niczym najprawdziwszy rycerz klęknął przede mną na jedno kolano i wręczył mi moje szorty. Z wrodzonej grzeczności odebrałam od niego moją własność i delikatnie drygnęłam.
- idę ratować inne niewiasty z niewoli złych magów i poczwar ziejących ogniem.
Przyjmujący wypatatajał na swoim wyimaginowanym rumaku zarówno z łazienki jak i z pokoju.
Zdezorientowana dokończyłam wieczorną toaletę i udałam się na miejsce mego spoczynku. Po chwili dołączył do mnie również Piotrek. Usnęliśmy niemal od razu, gdyż jutrzejszego dnia Pita czekała ciężka przeprawa z Brazylijczykami.

******
Spokojnie Bartosz nie oszalał :)
W następnym rozdziale wszystko się wyjaśni :D 

poniedziałek, 11 marca 2013

ROZDZIAŁ 46, kim ona jest?

Na dzisiejszy mecz postanowili się wybrać również nasi rodzice. Joanna od dawna pasjonowała się Finlandią i już od najmłodszych lat planowała spędzić wakacje w tym skandynawskim kraju. Tak więc zobaczenie tamtejszej ludności, czyt. siatkarzy, było małym krokiem dla nas, ale wielkim dla Asi.
Postanowiłam nie nawiedzać Piotrka bezpośrednio przed meczem, więc od razu po dotarciu de Spodka zajęłam swoje miejsce. Choć wysiedzieć na nim w spokoju było równie trudno jak dostać autograf siatkarza o najpiękniejszych oczach świata. Odmówiłam już wszystkie możliwe modlitwy zapisane w mojej "komunijnej" książeczce, a mecz się jeszcze nie zaczął.
Emocje sięgnęły zenitu gdy w pierwszej odsłonie meczu wynik zatrzymał się na stanie po dwadzieścia cztery. Cała biało-czerwona część publiczności, a było jej o stokroć więcej niż wszystkich rycerzy biorących udział w bitwie pod Grunwaldem, stanęła i z całych sił dopingowali naszą reprezentację. Moje paznokcie, a raczej ich pozostałości, klasyfikowały się na powstanie jakiegoś ropnia czy czegoś w tym stylu.
- wygrali ! - pisnęła mi wprost do ucha uradowana Katarzyna.
Spojrzałam na nią spod byka. Rozumiem, że na hali panuje wrzawa i hałas, a oprócz języka polskiego da się również usłyszeć fiński i angielski, no ale słuchu to ja jeszcze stracić nie chce.
- wyobraź sobie, że widzę - mruknęłam uszczypliwie rozmasowując płatek mojego ucha.
- uuu widzę że pani Nowakowska nie w humorze - zaśmiał się siedzący na krzesełku obok mnie Mateusz - to się chyba nazywa stan przed okresowy, co nie Kaśka?
Zmierzyłam go wzrokiem, który stłumił również cichot mojej przyjaciółki.
- wiecie co - oznajmiłam entuzjastycznie
- nie wiemy ale na pewne zaraz nam powiesz - przerwała mi Majchrzakowa.
- mam pomysł - kontynuowałam choć i tym razem nie było mi dane dokończyć mojej myśli
- o Majeczka wpadła na pomysł! Trzeba to w kalendarzu zapisać! - nabijał się jak to zawsze miał w zwyczaju Mateusz.
- Boże czym ja sobie zasłużyłam ? - uniosłam wzrok ku górze hali
- co to na pomysł ? - dopytyała Kaśka, która jak zwykle wszystko chciała wiedzieć.
- ale najpierw musisz zamienić się ze mną miejscem. Bo ja tu nie bardzo widzę jak mój Piotruś atakuje - ułożyłam dłoń na jej ramieniu, po czym zajęłam jej krzesełko a ona moje - a teraz druga część mojego pomysłu. Zajmijcie się sobą skowronki.
- chyba gołąbki - poprawiła mnie siedząca rząd niżej Joanna.

Ku uciesze większości katowickiej publiczności Polska rozniosła Finlandię w trzech setach. "Starsi" szybko zmyli się do hotelu oglądając po drodze zrobione przez Asie zdjęcia.
Z trybuny obserwowałam jak nasze Złotka oblegają kibice. Nie wiem czy jest to wada, czy zaleta ich pracy. Każdy odbiera to chyba inaczej. Widząc, że Piotrek zbiera się już w stronę szatni, poprawiłam koszulkę z jego nazwiskiem i zabierając swoją torebkę podążyłam w kierunku "tajnego" korytarza. Szłam kilka kroków za moim środkowym i słyszałam tylko strzępki jego rozmowy z Zagumnym, który gdy tylko zobaczył swoją rodzinę przyśpieszył kroku.
- Piotreeek ! - usłyszałam za sobą dość piskliwy głosik, po czym jego właścicielka pociągnęła mnie z bara i rzuciła się na mojego chłopaka.
To było co najmniej dziwne. Rozumiem, że jest fanką no ale żeby od razu wpadać mu w ramiona i całować jego usta?
Uderzyłam pięścią w ścianę i ze łzami w oczach przebiegłam koło nich aby jak najszybciej znaleźć się za tylnymi drzwiami hali. Gdy byłam już poza zasięgiem dziwnie patrzących się na mnie przechodniów, ukryta na starej ławeczce w zaniedbanym parku rozpłakałam się na dobre. Łza za łzą kapały na biały materiał koszulki. Mój telefon nie przestawał wydzwaniać tej ckliwej melodii - piosenki którą zawsze razem z Piotrkiem odśpiewywaliśmy gdy tylko leciała w radio. Setny telefon od Nowakowskiego spowodował że mój telefon rozstał się na dobre z baterią.
Miało być jak w bajce. Spotkałam swoje księcia, ale zła wiedźma i tak wzięła górę i zwyciężyła. Jak zawsze związek bez happy endu. Bo czego można się było spodziewać po przystojnym sławnym siatkarzu i niespełna osiemnastoletniej  gówniarze? On potrzebuje kogoś dojrzałego. Kobiety która da mu rozkosz w każdym tego słowa znaczeniu. Ja tego dać mu nie mogę. Przynajmniej nie teraz.

Zimny wiatr muskał moje ręce. Żałowałam że nie wzięłam z hotelowego pokoju swojej kurtki czy nawet swetra. Zrobiło się na prawdę ciemno, a nikłe światło latarni było jedynym znikomym źródłem poczucia, że nie jestem jeszcze sama. Wolnym krokiem postanowiłam wrócić do hotelu, a później już tylko unikać Nowakowskiego i bandy. Zarzuciłam torbę przez ramie i pobierając dłońmi o pokryte gęsiom skórką ręce.
- Majka, dzięki Bogu jak dobrze że cię znalazłem - nawet nie wiem kiedy i skąd Piotrek znalazł się u mojego boku.
Próbował zamknąć moje ciało w swoim uścisku ale sprytnie odskoczyłam na bok.
- daruj sobie - warknęłam
- Majka do cholery jasnej ! Co się stało? - złapał mój nadgartek powodując, że musiałam zatrzymać się i odwrócić w jego stronę - porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie.
Kiwnęłam tylko głową i wróciłam z Piotrkiem do hotelu. Jednym spojrzeniem wygonił Kurka ze swojego pokoju, po czym usiadł na swoim łóżku i poklepał miejsce obok.
- więc co się stało? - zaczął niepewnie kładąc swoją dłoń na mojej. 
- widziałam Cię z tą szatynką. Kim ona dla ciebie jest? - spytałam wodząc wzrokiem po firankach zasłaniających okno.
Piter zmarszczył czoło próbując przypomnieć sobie o jaką sytuację chodzi.
- tylko nie mów że żadna szatynka nie rzuciła ci się dzisiaj w objęcia i nie próbowała dostać się do twojej jamy ustnej - westchnęłam i podeszłam do drzwi balkonowych podziwiając zza nich uśpione Katowice.
- masz rację. Pamiętam tą dziewczynę - stanął obok mnie, a swój wzrok utkwił gdzieś daleko w horyzoncie - tylko że sęk tkwi w tym, że ja jej nawet nie znam.
- jak to? - uniosłam brwi i spojrzałam na siatkarza.
- tak to - odpowiedział ze stoickim spokojem. Chwycił swoje dłonie w moje - to była jakaś fanka.
- i mam ci uwierzyć że każda twoja fanka sprzedaje ci całusa na powitanie? - zakpiłam
- Majka, przecież wiesz, że kocham tylko ciebie !
- teraz to ja już nic nie wiem.. - mruknęłam i wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami.

piątek, 8 marca 2013

ROZDZIAŁ 45, wery romantiko

- Piotrek, do jasnej cholery, gdzie jest Majka?! - do pokoju środkowe wpadł jak mniemam Mateusz, a zaraz za nim przydreptała Kaśka potykając się po drodze o próg drzwi. 
- dajcie spać - mruknął Kurek i przewrócił się na drugi bok, szczelnie przykrywając swoją głowę kołdrą.
- Piotrek, wstajesz i idziesz szukać Majki. Nie daruje Ci jak coś się jej stało! - wydzierał się ciągle mój kochany braciszek.
- ale o co wam chodzi ? -  środkowy głośno ziewnął i wsparł się na ramieniu, tak, że jego ogromne ciało idealnie maskowało moją obecność. 
- no Majki nie ma ! - krzyknęła Kaśka i runęła prawdopodobnie na bartkowe łóżko, bo dało się słyszeć tylko jęk bólu wydobywający się z ust przyjmującego
- z tego co pamiętam, to Majka wczoraj wieczorem wchodziła do swojego pokoju - droczył się z nimi Nowakowski, a ja już nie mogłam powstrzymać się od wybuchu śmiechu. 
- ale teraz jej nie ma ! Andrzej mnie zabije - lamentował Mati
- młody no ja nie wiem, gdzie ona może być.. może zeszła już na śniadanie ? - Pit ciągnął dalej całą szopkę. Wsunęłam się bardziej pod kołdrę, aby stłumić mój chichot, przy okazji obejmując rękami środkowego. 
- ciekawe jak jej łóżku jest niemal idealnie zaścielane tak jakby w ogóle na nim nie spała - wtrąciła Kaśka
- może jak wstała to je pościeliła ?  - tak moi kochani Piotrek to nie wątpliwie Geniusz. Delikatnie ukułam go w brzuch, a ten złapał moją dłoń, przez co nie mogłam jej cofnąć i tkwiłam w żelaznym uścisku. 
- ruszył byś to dupsko i poszedł jej szukać !  - krzyknęła Majchrzakówna i zerwała kołdrę z środkowego odsłaniając przy tym i mnie.Jej morderczy wzrok spoczywał na moim ciele, a ja jak to już mam w zwyczaju wyszczerzyłam się głupio i pomachałam jej ręką. 
- zabije ! - wrzasnęła i rzuciła się na mnie. To znaczy na Piotrka, bo w porę zakrył mnie swoim ciałem.
 Tak więc, Katarzyna wbijała swoje biało-czerwone szpony w nagie plecy Nowakowskiego, a inteligenty Mateusz stał podpierając ścianę i robił zdjęcia. Za to zawsze skory do pomocy Kurek, zabrał swoją poduszkę i zniknął za drzwiami mrucząc, że idzie się kimnąć u nas. 
- Kaśka, zostaw ich już.. niech się.. nacieszą sobą - odezwał się w końca Janos 
- no chyba wy się sobą zajmijcie.. tak ładnie wyglądaliście w nocy - zrobiłam z palców serduszko i wystawiłam język w ich stronę.
Majchrzak oblała się rumieńcem i czym prędzej zniknęła w korytarzu, a Mateusz uczynił to zaraz za nią.Ułożyłam głowę na torsie siatkarza i cieszyłam się jego obecnością. Podczas tych tygodni, w których się nie widzieliśmy tak bardzo pragnęłam jego bliskości, tego, żeby po prostu był, przytulił, pocałował, porozmawiał. 
I ty właśnie ty będziesz moją damą... I ty tylko ty będziesz moją panią - nucił mi do ucha piosenkę Marka Grechuty okręcając na palcu kosmyk moich włosów. 
-  Piotruś kocham Cię, ale śpiewać to ty nie potrafisz - klepnęłam jego policzek, po czym złożyłam na nim pocałunek.
 Wstałam aby udać się do swojego pokoju i przygotować do dzisiejszego meczu chłopaków, gdy do pokoju jak tornado wpadł nasz ulubiony z Bartoszów.
- nie dadzą się człowiekowi wyspać - mruknął - jak nie wy się liżecie, to oni.. 
Po przetrawieniu jego słów moje oczy przypominały orbity po których krążą planety naszego Układu Słonecznego. Że Kaśka z Matim się całują?  Przecież to nie możliwe. 
- idę zobaczyć pierwszy ! - zastrzegł Piotrek i jak strzała z naciągniętego łuku wypruł z pokoju. 
- no leć, bo nie zdążysz ! - klepnął mnie w udo Kurek. Gromiąc go wzrokiem również udałam się za środkowym. 
Zastałam go przy drzwiach do mojej kwatery. Zaglądał przez dziurkę od klucza. Zaśmiałam się i obiłam swoją dłoń na jego plecach, które nadal nie były przyodzianę w żadną koszulkę.
 - bo będę zazdrosna - westchnęłam  -paradujesz tak topless, a jak jakieś fanki się zlecą to co będzie ?
 - rozszarpią mnie jak korniki meblościankę - wyszczerzył się najładniej jak tylko potrafił i wrócił do podglądania naszych słowików
.- doszkalasz się ? - zapytała  mierzwiąc jego blond czuprynę
- sugerujesz, że nie umiem tego robić ? - odsunął oko od dziurki i spojrzał na mnie marszcząc czoło
- ja tego nie powiedziałam - podniosłam ręce w geście kapitulacji
- ja ci tu zaraz pokaże ! - zaśmiał się.
Sekundę później byłam już przyciśnięta do ściany, a usta środkowego napierały na moje. 
- a wy już nie macie miejsca w pokoju ? - rzucił przechodzący obok nas Bartman
- mamy, ale wolimy na korytarzu - odpowiedział mu Piotrek, nie zdejmując dłoni z moich bioder.  
- o dzieciaki wymieniają się drobnoustrojami ! - tym razem zawsze rozgadany wujek Igła zaszczycił nas swoją obecnością - a ja znów wam przerywam... - westchnął  - ale jakby nie patrzeć to moglibyście się ubrać.. jeszcze Andrea was zobaczy i pomyśli sobie Bóg wie co.. 
- wiemy co ty myślisz i to nam wystarczy - uśmiechnęłam się promiennie. 

Niestety musiałam wejść do mojego pokoju, a to łączyło się przerwaniem "wery romantiko sceny niczym z Romeo i Julii" Gdy tylko drzwi skrzypnęły "oderwali" się od siebie i jak gdyby nic zaczęli rozmawiać na całkiem inne tematy. Westchnęłam cicho i zabierając ubrania na dziś zamknęłam się w łazience. Nie chce nawet wiedzieć co wtedy działo się wtedy za drzwiami. 
Gotowa aby wspólnie z chłopaki przeżyć dzisiejszy mecz z Finlandią, z koszulką w dłoni zeszłam na śniadanie, po drodze sprawdzając co tam słychać u taty i Aśki. 

Na stołówce jak zawsze panował gwar, a nasi reprezentanci wymieniali się ostatnimi spostrzeżeniami na temat zagrań i taktyki swoich przeciwników. Taaa.. marzenia. Jak zwykle gadali o jakiś bzdurach, typu gdzie jest najlepszy fryzjer, aby Zibi mógł ściąć włosy. Usiadłam na miejscu, który zaklepał mi Piotrek i zaczęłam zajadać moje omlety. było ich tak dużo, że mogłam wykarmić nimi całą naszą dwunastkę. 
- a tak w ogóle to gdzie ty mieszkasz Majeczko?  - zagadał Ruciak popijając swoje śniadanie letnią już herbatą
- w Gdańsku - odparłam z uśmiechem
- łooo Gdańsk, Rzeszów przecież to w ch... 
- wysławiaj się Kubiak ! - upomniał go Ignaczak
- przecież to bardzo duża odległość - poprawił się przyjmujący posyłając zgryźliwy uśmiech w stronę libero
- no trochę - mruknął Piter 
- i wy tak bez niczego prowadzicie związek na taką dużą odległość ? - zdziwił się Winiarski, a dłońmi pokazał  "bardzo dużą" odległość. 
- staramy się - odparłam, znów posyłając w stronę otaczających mnie dryblasów uśmiech.
- zazdroszczę, że wam się tak udaje.. - westchnął Kosok przeżuwając ostatni kęs mojego omleta. 
- a kiedy wesele ? bo wiecie ja to bym się chętnie pobawił na jakimś weselichu - rozmarzył się Kurek  
- chyba napił wódki - szturchnął go łokciem siedzący obok nich Żygadło
- ee Siurak przecież po wódkę do Ruskich wyjeżdża, tam nawet w puszkach to produkują - zaśmiał się Możdżonek. 
Siedziałam tak trzymając za rękę Piotrka i przysłuchiwałam się przekomarzankom siatkarzy. Wszyscy biorą ich za porządnych, poważnych ludzi, a tak na prawdę i oni mają swoje odchyły i potrafią zarazić optymizmem nawet najgorszych pesymistów. Oczywiście mają swoje lepsze i gorsze dni, ale tych pierwszych jest więcej. Przynajmniej tak wynika z mich obserwacji. Za ich charyzmę i poczucie humoru kocha ich cała Polska, a nawet zaryzykuje stwierdzenia, że cały świat. Są po prostu zgraną ekipą, a każdy z nich skoczyłby za drugim w ogień. Bo oprócz pasji do siatkówki łączy ich jeszcze przyjaźń.. wspaniała przyjaźń. 
- dziś też idziemy na spacer ? - z letargu wyrwało mnie pytanie Nowakowskiego -  chciałbym Ci jeszcze coś pokazać. 




_________________________________________________________

mamy dziś 8 marca.. urodziny Piotra Gruszki :)
i Dzień Kobiet oczywiście..
tak więc wszystkim moim czytelniczkom, życzę spełnienia marzeń, spotkania wymarzonego siatkarza.. ekmm i czego sobie tam jeszcze chcecie :D 
(tak wiem genialne życzenia xd) 


jakim siatkarzem zastąpiłybyście tego pana na górze ? :D