czwartek, 9 maja 2013

ROZDZIAŁ 55, który szpital ?

Zamarłam. Te kilka sekund zanim ponownie usłyszałam głos Grześka, były dla mnie niczym wieczność.
- jak schodziliśmy dzisiaj z boiska - zaczął swoją opowieść - Piotrek dostał w głowę szklaną butelką od jednego z bułgarskich kibiców.
Wstrzymałam oddech, a oczy momentalnie zaszły mi łzami. Mój Piotrek, mój kochany Piotrek...
- ale już wszystko jest w porządku - zapewniał mnie Kosok - hej, mała, nie płacz. Piter zaraz przyjdzie cały i zdrowy. O już idzie.
W oddali usłyszałam trzaśnięcie drzwi, a chwilę później zamiast Grzegorza przed laptopem siedział Pit.
- powiedział Ci ? - spytał niepewnie.
Kiwnęłam głową i otarłam mokre policzki.
- miał Ci nic nie mówić. Nie chciałem abyś się martwiła.
- Piotruś, jesteśmy razem, tak? - środkowy kiwnął twierdząco głową - tak więc powinniśmy sobie o wszystkim mówić.
- popieram - rozbrzmiał gdzieś w tle głos Grześka.
Jak zawsze ckliwe pożegnania, kilkakrotne życzenie powodzenia w jutrzejszym meczu i zapewnienie, że na pewno będę oglądać finał zakończyły naszą rozmowę.

Następny dzień prawie niczym nie różnił się od tego poprzedniego. Zerwałam się z łóżka o świcie i jak na szpilkach siedziałam bez czynnie na kanapie tępo wpatrując się w powtórkę wczorajszego meczu. I pomyśleć, że muszę się tak męczyć jeszcze kilka godzin, bo do meczu wcale mało nie pozostało.
Dla zabicia czasu posprzątałam cały dom, na co Mateusz zareagował tylko "Maj, Ciebie już do reszty pogięło" i dalej kontynuował wylegiwanie tyłkiem do góry w ogródku. A niech go czerwone mrówki obejdą, kurde!
Wyręczyłam nawet Joanne w przygotowaniu obiadu, co było już totalnym zaskoczeniem dla całej mojej rodzinki. Pocieszeniem był jedynie fakt, że z każdą minutą byłam bliżej meczu niż dalej.
- wyprowadź jeszcze Heksę, wtedy będę już mega szczęśliwy - rzucił radośnie Matt i wręczył mi smycz.
Spojrzałam na zegarek i szybko wyliczyłam, ze do meczu zostały mi jakieś trzy godziny. Głośny wzdychając wyciągnęłam Heksę spod drzewa, które w tak upalny dzień, jak dzisiaj, dodawało choć trochę ochłody.
Wolnym krokiem przemierzałam pobliskie przecznice, aż w końcu dotarłam do plaży. Posiedziałam tam kilkanaście minut, ale chęć bycia już w domu i zajęcia sobie dobrego miejsca przed telewizorem była silniejsza od wpatrywania się w powoli zachodzące słońce.
Zawołałam, więc wolno biegającą Heksę i czym prędzej wróciłyśmy do domu. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że mogę nie zdążyć, co potwierdziło jedno spojrzenie na ekran mojego telefonu.
- zdążyłam!? - zdyszana wpadłam do domu i runęłam na kanapę.
- zdążyłaś - potwierdził tata i nalał mi do szklanki schłodzonego napoju.
Jednym łykiem pochłonęłam całą zawartość. Teraz pozostało tylko odliczać minuty do rozpoczęcia meczu. Przebierałam w tą i z powrotem nogami, zaciskając mocno kciuki. Tak bardzo chciałam, aby nasi reprezentanci pokonali drużynę z USA i cieszyli się ze złotych medali. Wiem, że to nie będzie łatwe zadanie, bo jednak Amerykanie nie są byle jaką drużyną bez wielkich osiągnięć. Jednakże zawsze warto mieć nadzieję.
Nareszcie rozbrzmiał pierwszy gwizdek i wielki finał Ligii Światowej się rozpoczął. Oglądanie przerwała mi piosenka wydobywająca się z mojego telefonu. Nie patrząc nawet na to kto dzwoni, nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- przyjeżdżaj do szpitala. Kuba miał wypadek - rozbrzmiał głos po "drugiej stronie".
- który szpital ? - zapytała szybko, a reszta domowników spojrzała na mnie badawczym wzrokiem.
- na Łąkowej.
Szybko się rozłączyłam i nie zważając na trwający mecz, na który tak długo czekałam, opowiedziałam tacie o co chodzi i poprosiłam aby zawiózł mnie do szpitala.
Bo jednak jakby nie patrząc Kuba to mój przyjaciel. Może nie zawsze układało się między nami jakoś idealnie, ale słysząc, że miał wypadek, po prostu nie mogłam go tak zostawić.
Przyjaciół w potrzebie się przecież nie zostawia. 

1 komentarz:

  1. Jak to dobrze, że Piotrek jest cały i zdrowy. A Majka zachowała się poprawnie, jadąc do przyjaciela. Szczerze mówiąc jak spojrzałam na nagłówek rozdziału to już myślałam, że to coś o Piotrku. Skąd ja znam to jej zachowanie. Czas leci bardzo, bardzo powoli jak się na coś czeka. No i cóż poradzić. Czekam na następny, pozdrawiam ;)

    Zapraszam też do mnie: http://grasz-wygrywasz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń