środa, 12 czerwca 2013

To już jest koniec...

Każdy popełnia błędy. Nie ma ludzi idealnych, dlatego powinniśmy nauczyć się wybaczać. Nigdy nie możemy być pewni, że nasze decyzję są najlepsze, bo zawsze jest też druga strona medalu.

Staliśmy na przeciwko siebie głęboko patrząc sobie w oczy. Dokładnie tak jak kilka lat temu padał deszcz. Ale i tym razem nie mieliśmy z nim problemów. Dziś najważniejszy dzień naszego związku, jego upieczętowanie.
- Piotrek! Debilu ! - krzyknęłam gdy Nowakowski wziął mnie na ręce i wyniósł z Kościoła. Dało się usłyszeć jedynie głośny śmiech księdza i jego szczerze "Szczęść Boże".
Tak, to właśnie dziś powiedzieliśmy sobie to sakramentalne tak. Najważniejsze tak naszego życia.
Na dworze czekała już cała reprezentacja i nasze rodziny. Niemiłosiernie przemoknięci wsiedliśmy do samochodu aby udać się do wynajętego lokalu.
- mógłby pan pojechać na plaże? Tak na chwilkę - poprosił Piotrek.
Kierowca zgodził się bez wahania, bo przecież parze młodej nie wypada odmówić.
- pamiętasz ten dzień? - zagaił Nowakowski pomagając mi wysiąść z auta.
Uśmiechnęłam się do niego, po czym stanęliśmy niemal w tym samym miejscu co dwa lata temu.
W tamten deszczowy dzień, w który to postanowiliśmy udać się na spacer. Doskonale pamiętam szalejący wtedy wiatr, deszcz, a wręcz ulewę i fale, które cały czas wkraczały na plaże. Doskonale pamiętam jak nagle się zatrzymał i uklęknął przede mną. Morska woda zalała jego nogi, a mimo to dalej trwał w takiej pozycji. Doskonale pamiętam gdy drżącym głosem pytał czy zostanę jego żoną. Miałam łzy w oczach a w gardle sucho niczym na pustyni. Nie mogłam wydobyć z siebie ani jednego słowa. Patrzył na mnie przerażony bojąc się, że go odrzucę. Gdybym to zrobiła zrezygnowałabym z naszej miłości, z najważniejszego mężczyzny w moim życiu. A tego zrobić nie mogłam. Uklękłam na przeciwko niego. Zimne jak lód dłonie położyłam na jego policzkach. Lodowaty Bałtyk uderzył falą w moje nogi. Ale to było nieistotne. Istotny był w tej chwili jedynie Piotrek.
- to był najwspanialszy dzień w moim życiu - wyszeptałam patrząc na szalejący na morzu sztorm.
- kiedyś przyprowadzę tu nasze dzieci - westchnął mój mąż. Mój mąż, jakie to piękne miano.
Wróciliśmy do samochodu i dołączyliśmy do zniecierpliwionych gości.

Krzyk. Jedynie to było teraz słychać. Na dodatek był to mój krzyk. Wrzeszczałam jak opętana, a dziecko jak na złość nie chciało opuścić mojego ciała. Piotr już dawno siedział na korytarzu z proszkami uspokajającymi. Wzorowy mężczyzna, zemdlał przy pierwszym parciu. A tak zapewniał, że cały czas będzie przy mnie.. męskie obietnice są nic nie warte, a w szczególności te dotyczące ciąży i porodu.
- no pani Maju ostatni raz - pocieszała mnie lekarka.
Miała rację. Już po chwili całe pomieszczenie przeszedł płaczliwy skrzek mojej córki.
- Amelka.. - Piotrek wpadł do sali i z uśmiechem na ustach podszedł do pielęgniarki trzymającej nasze dziecko.
Amelia Nowakowska urodziła się 25 czerwca 2017 roku w jednym z włoskich szpitali. Pit od roku jest środkowym Cucine Lube
Banca Marche Macerata. I sprawuje się wyśmienicie.

Nigdy nie pomyślałabym, że przeprowadzka i zostawienie wspaniałych przyjaciół zaowocuje jedną z najpiękniejszych miłości świata. Nawet przez myśl nie przeszło mi, że mogłabym spotkać tego Piotra Nowakowskiego, a co dopiero o przyjaźni, związku i małżeństwie. A jednak życie potrafi spłatać nam figle. Jednakże to my, ludzie, sami musimy pokonywać wszystkie trudności. Zawsze łatwiej robić to we dwoje.

Kto by pomyślał, że ja wówczas osiemnastoletnia postrzelona Majka będę w przyszłości gotować, sprzątać i rodzić dzieci najlepszemu polskiemu środkowemu.
Chciałoby się rzec WELCOME TO MY SILLY LIFE, kochani.





Dziękuje wszystkim, którzy byli ze mną przez te kilka miesięcy opowieści o Majce i Picie. Niestety (a może i stety) to już koniec.
Widzimy się na innych blogach więc nie mówię wam do widzenia, raczej do zobaczenia :)

czwartek, 6 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 60, Maju już wróciłem.

Przemoczeni weszliśmy do domu. Od razu poszłam się przebrać, a Piotrkowi dałam jedną z koszulek, którą kiedyś pożyczyłam na wieczne nie oddanie oraz jakieś spodnie dresowe, które kiedyś zostawił. Miał szczęście, inaczej chodził by w mokrym lub prezentował swoją wyżeźbioną klate i wysportowane nogi.
Z kubkami ciepłej herbaty usiedliśmy na kanapie. Przez chwilę milczeliśmy, nie wiedząc od czego zacząć rozmowę. Musieliśmy sobie sporo wyjaśnić, jednakże żadne z nas nie chciało lub nie wiedziało co powiedzieć.
Zdenerwowana ciszą podjęłam radykalne rozwiązania. Chwyciłam za pilot i włączyłam telewizor. Cudownie. Trafiłam na powtórkę finałowego meczu Polska-USA. Przypadek?
Pogoda za oknem nie rozpieszczała. Ulewa wezbrała na sile, tak, że za oknem nie było widać niczego oprócz ściany deszczu. Więc został nam tylko dom, kanapa i telewizor.
- dlaczego nic nie mówisz ? - Piter szturchnął mnie łokciem na tyle mocno, że prawie straciłam równowagę.
- a co mam mówić? - mruknęłam mieszać go spojrzeniem. Igrasz z ogniem, panie Nowakowski.
- cokolwiek - wzruszył ramionami przybliżając się do mnie.
- cokolwiek - powtórzyłam uśmiechając się.
Kiwnął tylko z politowaniem głową, a jego ręką szybko oplotła mnie w pasie.
- to był fajny mecz - oznajmił środkowy gdy rozpoczął się drugi set.
Oczywiście nie obyło się bez komentowania: tu za wysoko, tu znów za nisko, o! A tutaj Igła nie podszedł za blok...
- Piotrek nie dajesz mi oglądać - trzepnęłam go w ramie.
- nie nadaje się na komentatora? - zrobił minę podobną do tej które robią małe dzieci, gdy mają zamiar się rozpłakać. Doprawdy wzruszający widok.
- nie nadajesz - założyłam ręce na klatce piersiowej i czekałam na reakcje siatkarza.
I zaczęło się. Jego dłonie wodziły po całym moim ciele łaskotając mnie, a palce wbijały między żebra. Zaczęłam piszczeć, krzyczeć i kopać, ale to nie zdawało rezultatu.
- Heksa! Na pomoc - ledwie co udało mi się zagwizdać na psa.
Błyskawicznie pojawiła się obok nas. Dałam jej dyskretny znak, a już po chwili Heksa leżała na plecach Nowakowskiego. Pod wpływem pazurów, które wbiła w jego plecy, Piotrek uciekł z kanapy wyswobodzając mnie spod swego ciężaru.
- i ty przeciwko mnie? - zwrócił się do Heksy - a my się jeszcze policzymy - pogroził w moją stronę palcem.
- czekam.
Długo czekać jednak nie musiałam. Wysoki jak brzoza (Głupi jak koza) Nowakowski jednym ruchem przerzucił mnie sobie przez ramie i niczym kilo cukru wniósł na piętro. Drogi do mojego pokoju nie zapomniał, więc szybko się tam znaleźliśmy.
"Wisiał" kilka centymetrów nade mną, a jego oczy niemal wierciły dziury w moich. Serce zaczęło mi mocniej bić gdy jego twarz jeszcze bardziej zbliżała się do mojej. Całował inaczej. Całował jakby zaraz miał odejść. A przecież jeszcze zostaje..
- chce żeby było jak dawniej - wyszeptał kładąc się obok mnie.
Chwycił mnie za dłoń i splotł nasze palce. Trwaliśmy w ciszy. Znowu. Tylko ta cisza była inna. Magiczna. Przepełniona miłością.
- Maju już wróciłem - do pokoju wparował tata przerywając nam naszą chwilę zadumy.
Spojrzał na nas trochę krzywym okiem, ale chwilę później wychodził już z pokoju, dziękując Bogu, że nie będę już chodzić nieobecna i smutna. Dobrze, że nie wspomniał o nocnych maratonach płakania.
- chodźmy na spacer - zajęczał Piotrek.
- w ten deszcz? - uniosłam się na łokciach i wyjrzałam za okno. Pogoda dalej nie rozpieszczała.
- no a czemu nie?
Jego wspaniałe pomysły doprowadzą mnie do jakiś choróbstw. Później będzie narzekał, że kicham, smarkam i mam gorączkę.
Ale przecież nic nie zastąpi romantycznego spaceru w deszczu, przypieczętowany pocałunkiem nad brzegiem Bałtyku. Powiecie, że jak w bajce.. i macie rację. Bo to jest moje pokręcone życie, moja własna bajka, w której to ja jestem najwspanialszą księżniczką, a Piotr moim mega przystojnym księciem. I niech tak zostanie. Amen.