piątek, 31 maja 2013

ROZDZIAŁ 59, wyjdź.

Przez następne dziesięć minut po domu roznosił się tylko odgłos uderzania pięścią o dębowe drzwi i jego głos powtarzający jak w amoku prośbę o rozmowę.
Postanowiłam nie zwracać na niego większej uwagi. On olewał mnie przez cały tydzień to dlaczego ja nie mogę postąpić tak samo. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie, panie Piotrze.
Z lodówki wyjęłam schłodzony sok i wyszłam na taras. Heksa od razu pobiegła na drugi koniec ogrodu i jak wariat, a raczej wariatka biegała dookoła małych drzew owocowych. Usiadłam na drewnianym leżaku, po czym spojrzałam na zachmurzone niebo. Nie obejdzie się bez burzy dzisiejszego popołudnia. Chcąc złapać ostatnie promienie słońca, które jeszcze przebijało się przez ciemne chmury wystawiłam leżak spod balkonu. Przymknęłam oczy i cieszyłam się tym przyjemnym ciepłem. Nie mam pojęcia czy Piotr dalej dobija się do drzwi. Serce chce aby tak było, rozum preferuje inne rozwiązanie.
- Majka, proszę Cię porozmawiajmy.
Nie wiem jakim cudem Nowakowski znalazł się przy mnie. Uklękł przy leżaku i złapał moją dłoń.
- skąd się tu wziąłeś? Przecież wszystko było zamknięte - starałam się unikać jego wzroku. Starałam się być obojętną, a jednocześnie znów tak bardzo chciałam wtulić się w jego ramiona.
- kiedyś nauczyłem Heksę otwierać furtkę, tak na wszelki wypadek. Ale nie jestem tutaj aby gadać o tresurze psów.
- nie potrzebnie przyjeżdżałeś - fuknęłam zabierając swoją dłoń z jego uścisku.
- chce wszystko wyjaśnić.
- i co? Powiesz mi, że zgubiłeś telefon i dlatego nie mogłeś zadzwonić? Daruj sobie takie bajeczki...
- Majka proszę Cię posłuchaj mnie - przerwał mi. Nie widząc mojej reakcji kontynuował - wiesz jak się poczułem gdy powiedziałaś, że nie oglądałaś finału? Wybrałaś Kubę, nie zważając na to, że właśnie gram swój najważniejszy mecz.
Nie mogłam uwierzyć w to co mówi. Miał rację. Wybrałam Kubę. Ale tylko dlatego, że mimo wszystko jest moim przyjacielem. A wtedy, leżąc w tym szpitalu, na prawdę mnie potrzebował.
- zachowujesz się jak skończony idiota. Zakochana w sobie gwiazdeczka siatkówki - wygarnęłam mu. Czułam jak łzy cisną mi się do oczu.
- masz rację. Jestem największym palantem na świecie, ale Cię kocham i nie potrafię bez Ciebie żyć. Myślałem, że mnie wystawiłaś i poleciałaś do Kuby.
- Kuba był w szpitalu. Miał wypadek. Dlaczego nie zadzwoniłeś?
- myślałem, że nie chcesz. Bałem się naszej konfrontacji.
- Piotrek, proszę Cię wyjdź.
Odwróciłam głowę w drugą strone, a po moich policzkach popłynęły łzy.

Słyszałam jak się podnosi i odchodzi. Słyszałam jak Heksa biegnie za nim wesoło szczekając.
Słone krople mieszały się z tymi deszczowymi. Pogoda idealnie dopasowała się do wydarzeń dzisiejszego dnia. Odwróciłam się i spojrzałam na przechodzącego przez furtkę Piotra.
Więc to tak kończy się coś wspaniałego.
Więc to tak kończy się najpiękniejszy rozdział mojego życia.
Więc to już koniec.
Deszcz się nasilił i z małego kapuśniaczka zrobiła się wielka ulewa z piorunami, błyskawicami i grzmotami. Nie lubie burzy. Wstałam aby udać się z powrotem do domu i zamknąć się w bezpiecznych czterech ścianach mojego pokoju, aby tam w samotności rozpamiętywać to co się już zakończyło.
- ja tak nie mogę - dobiegł mnie jego cichy głos.
Obrócił się i podbiegł w moją stronę błyskawicznie napierając swoimi wargami na moje.
Deszcz już kompletnie przemoczył nasze ubrania, a włosy przykleiły się do mojej twarzy.
- nie mogę odejść. Nie potrafię. - wyszeptał przyciągając moje ciało do swojej klatki piersiowej.
Przyległam do jego mokrej koszulki.
Nie mogę wypuścić szczęścia ze swoich rąk. Nie mogę kazać mu odejść.
- przepraszam Cię za wszystko. Obiecuje, że to się już nigdy nie powtórzy. Cholernie Cię kocham, Majka.
Przez ten niefortunny tydzień doszłam do wniosku, że tego właśnie mi brakowało; zapachu jego ulubionych perfum, ciepła, które dają jego ramiona, oraz tego pewnego i szczerzego : kocham Cię Majka.

niedziela, 26 maja 2013

ROZDZIAŁ 58, oj Majtek, Majtek

Przeliczyłam się. Tyle powinno Wam wystarczyć. Dzwonił Mateusz. Pytał się o której wrócę, bo nie wie co ma przygotować na obiad. Jest takim rodzinnym prywatnym Mistrzem Kuchni.
Piotr nie zadzwonił. Nie napisał. Nie puścił sygnału. Po dwóch dniach przełamałam się i nacisnęłam zieloną słuchawkę umiejscowioną tuż obok jego nazwiska.
A teraz zagadka dla Was. Odebrał? Czy może odrzucił połączenie?
Tak bardzo chciałam usłyszeć jego głos, dźwięczny śmiech. Oddałabym wszystko aby odebrał. Już nie chce aby przyjeżdżał, chce tylko z nim porozmawiać.
Czekałam. Pierwszy sygnał. Drugi. Trzech. I bum. Poczta głosowa..
Tu Piotr Nowakowski. Nie mogę teraz odebrać. Zostaw wiadomość po sygnale.
Dostałam to chciałam. Chciałam usłyszeć jego głos? A proszę bardzo masz Majeczko nagranie, następnym razem dokładniej określ swoją prośbę. Nagrywał to powiadomienie ze mną. Doskonale pamiętam jak wtedy go rozśmieszałam. Musiał kilka razy wypowiadać formułkę od nowa, za każdym razem próbował zachować powagę. Robił przy tym taką fajną minę.
Ściągnęłam z szafki jeden z wielu obszernych albumów. Przejechałam palcem po wypukłych literkach. Ile ja się natrudziłam aby przykleić te kolorowe diamenciki tworzące napis - Piotrek. Cała nasza historia. Całe kilka tygodni spędzonych razem. Bez zawahania mogę powiedzieć, że chwilę spędzone razem z Nim były najpiękniejszymi w całym moim życiu.
Może Kuba miał rację? Może jestem tylko małolatą, gówniarą, która myślała, że taki ktoś jak Nowakowski, mógłby się we mnie zakochać, mógłby spędzić ze mną resztę życia. Ze mną. Z Majką Rej. Osiemnastoletnią, drobną blondynką. Boże, jaka ja byłam głupia.
- ej nie płacz.
Na te słowa aż podskoczyłam. Przez to całe zamyślenie nawet nie zwróciłam uwagi na łzy spływające po moich policzkach, więc nie dziwmy się, że nie  usłyszałam jak do pokoju wszedł Mateusz. Przysunęłam się do niego, a głowę oparłam na jego klatce piersiowej.
- nie wiem co zrobiłam źle - wyszeptałam rozcierając po całej twarzy tusz do rzęs.
- oj Majtek, Majtek. Mówię Ci, że wszystko się ułoży - założył mi kosmyk blond włosów za ucho po czym przeczochrał grzywkę - a jak nie to obiecuje Ci, że on już nigdy piłki nie odbije.
Minął już tydzień. Siedem najcięższych dla mnie dni. Piotra widziałam jedynie w telewizji kiedy to transmitowali spotkanie z kibicami na warszawskim lotnisku. Wyłączyłam magiczne pudło gdy tylko na ekranie pojawiła się jego twarz, a pilot do dzisiaj nie pozbierał się po zderzeniu z podłogą.
Mateusz z Łukaszem próbowali jakoś poprawić mi humor. Wyciągali do kina, na plaże, czy do naszej ulubionej włoskiej knajpki. Jednakże żadne z tych wyjść nie pozwoliło zapomnieć mi o Nowakowskim. Nocami płakałam. Czułam że to już koniec, choć on nie powiedział mi tego dosłownie. Obraził się o to, że nie oglądałam finałowego meczu? Przecież to niedorzeczne!
W domu zostałam sama. Tata z Joanną byli w kancelarii, a Mati.. ach ten Mati. Wyobraźcię sobie, że pojechał do mojej Katarzynki. Nie chciałam psuć im romantycznego spotkania, więc zostałam w Gdańsku, uprzednio informując Mateusza gdzie znajduje się nasze stare mieszkanie.
Dzień jak również te wcześniejsze i te, które miały dopiero nastąpić, zamierzałam spędzić przed telewizorem. Rozłożyłam się na kanapie z miską płatków kukurydzianych, które idealnie zastępowały mi czipsy. Chwilę później na kanapie swoje miejsce znalazła również Heksa. Znalazłam na jednym z filmowych kanałów jakiś dramat i tępo wpatrując się w ekran telewizora, jak robot pochłaniałam moją przekąskę.
W ogóle nie skupiłam się na fabule filmu. Normalnie za pewne płakałabym już jak bóbr teraz nawet najckliwsza śmierć głównego bohatera nie wywiera na mnie wrażenia. Znudzona wręcz usnęłam.
Ocknęłam się słysząc dzwonek do drzwi. Heksa jako pierwsza zerwała się na równe nogi i głośno szczekając pobiegła w stronę dochodzących odgłosów. Leniwie odłożyłam miskę na stolik i poszłam za psem.
Z impetem otwarłam drzwi, które po chwili również z niemałym hukiem zamknęłam.
Przyszedł. Po tygodniu wreszcie dane mi było go zobaczyć. Nie mówcie mi teraz, że głupio postąpiłam zamykając mu drzwi przed nosem. Bo sama wiem, że to nie było zbyt mądre posunięcie.

wtorek, 21 maja 2013

ROZDZIAŁ 57, zadufana w sobie gwaizdeczka

Nie odzywał się. Nie dawał znaku życia. Nic. Tak po prostu jakby zniknął. Żadnego SMS-a. Żadnego nieodebranego połączenia. Żadnego maila. Nie było nic, po za dziwnym uczuciem smutku w moim sercu.
Dzień po pamiętnym finale spędziłam z telefonem w ręku. Nie ważne czy brałam wtedy prysznic, czy byłam z Heksą na spacerze, telefon zawsze miałam niczym na wyciągnięcie ręki.
Ale nawet to nie pomogło. Ciągle nie było odzewu z Jego strony. Tłumaczyłam to sobie zmęczeniem po wczorajszym meczu i kacem po pomeczowej imprezie, która oczywiście za pewne się odbyła.
Pewnie zastanawiacie się czemu ja nie zadzwoniłam do niego pierwsza. Może dlatego, że bałam się... cholernie bałam się, że nie odbierze.
Zaraz po śniadaniu zapakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki i autobusem pojechałam do szpitala. Dziś mogłam już odwiedzić Kubę, więc za zgodę lekarza prowadzącego weszłam do sali, po której już krzątała się jego mama. Uśmiechnęłam się do niej życzliwie i zajęłam krzesełko przy łóżku przyjaciela.
- nieźle się urządziłeś - zażartowałam.
- ma się to powodzenie - przeczesał dłonią swoje bujne włosy, jednak po chwili cicho syknął z bólu - a tak w ogóle miło, że przyszłaś.
- jakbym mogła nie odwiedzić kumpla w szpitalu? Nie mogę przegapić okazji na porobienie sobie z niego żartów - zaśmiałam się, co zaraz po mnie uczyniła również pani Alicja.
- ostatnio zrobiłaś się strasznie zabawna Majeczko - westchnął.
Pani Ala oznajmiła nam, ze wychodzi na chwilę do szpitalnego baru po coś do picia.
- widzę, że coś Cię gnębi .. - zaczął Kuba, gdy upewnił się, że jego mama jest już poza zasięgiem słuchu i widoku.
W sumie trudno było tego nie zauważyć. Nie wyglądałam najlepiej. W każdej mojej myśli pojawiał się Piotrek, a po głowie chodziło multum pytań; co robi? gdzie jest? z kim rozmawia? jak się czuję? dlaczego nie dzwoni? dlaczego nie daje znaku życia? co się stało?
Nie mogłam usiedzieć w miejscu i niemal co chwilę zerkałam na ekran telefonu. Kilkakrotnie sprawdzałam czy mam włączone dźwięki, setki razy wyłączałam i włączałam telefon.
- przecież wiem, że nie jest Okej - Kuba delikatnie podniósł się i oparł plecy na białej, szpitalnej poduszce.
- jest na pewno lepiej niż u Ciebie - znów próbowałam wysilić się na optymistyczny ton choć w głębi duszy rozrywało mnie na malutkie kawałeczki.
I pomyśleć, że to wszystko przez brak jakiegokolwiek odzewu od faceta, który niedawno zdobył złoto Ligii Światowej. Niedorzeczne? A jednak.
- no Majek, nie daj się prosić - nalegał.
- Piotrek do wczoraj się nie odezwał - niby nie pozorne zdanie, niby kilka wyrazów, a z jaką trudnością przeszły mi przez gardło - zadzwonił wczoraj. Po meczu. Powiedziałam mu, że niestety nie oglądałam, bo byłam u Ciebie w szpitalu. A on tak po prostu się rozłączył.
Z ledwością powstrzymałam się od wybuchu płaczu. Chciałam okazać przed Kubą, że potrafię być twarda, że nie jestem jakąś tam zwykłą dziewczyną, która nie potrafi poradzić sobie z najbanalniejszymi problemami. W życiu trzeba być twardym, nie miękkim.
- a czego się po nim spodziewałaś? Kolejna zadufana w sobie gwiazdeczka. Zdobył złoto, czyli ma wszystko. Nie potrzebuje uganiać się za jakąś małolatą - wygarnął mi.
To było jak cios poniżej pasa. Gdyby teraz nie leżał w szpitalu częściowo zagipsowany, na pewno oberwałby siarczystego liścia. Ale ktoś kiedyś powiedział, że nie leży się kopiącego, czy coś w tym stylu, więc będę trzymać się tej tezy.
- nie znasz go ! - krzyknęłam, co spowodowało mały bulwers jednej z pań pielęgniarek, które akurat przechodziły korytarzem.
- a ty go niby znasz ? masz pewność, że nie obraca właśnie jakieś panienki? Nie masz. Nie odezwał się do Ciebie od wczoraj. Sama wiesz, że to nie wróży nic dobrego.
- nie zamierzam tego słuchać - gwałtownie podniosłam się z krzesełka - życzę szybkiego powrotu do zdrowia - rzuciłam na odchodnym.
Na korytarzu minęłam się  z panią Alą. Kobieta była lekko zawiedziona, że już wychodzę, ale zmyśliłam na poczekaniu, że śpieszę się do domu.
Wsiadłam do autobusu i włożyłam do uszu słuchawki. Muzyka na prawdę potrafi uspokoić człowieka.
Zaraz po tym jak wysiadłam na przystanku rozdzwonił się mój telefon. Nie patrząc nawet na to kto dzwoni odebrałam. Tak bardzo chciałam, żeby moim rozmówcą okazał się Piotr.

środa, 15 maja 2013

ROZDZIAŁ 56, musiałam jechać.

W szpitalu byliśmy o wiele szybciej niż mogłam założyć. W recepcji dowiedziałam się, że muszę udać się na trzecie piętro. Na korytarzu siedziała już cała zgraja chłopaków i cierpliwie czekali na jakąkolwiek wiadomość o przyjacielu. Rodzice Kuby stali przy lekko przeszklonych drzwiach i tępo wpatrywali się w leżącego na szpitalnym łóżku syna. Podeszłam do nich i niepewnie spojrzałam w stronę sali czterdzieści dwa. Kuba leżał podłączony do masy kabelków, a cała jego głowa była obandażowana.
- co się w ogóle stało ? - zapytałam siadając koło Łukasza.
- miał wypadek na motorze - odpowiedział nawet nie podnosząc głowy, którą trzymał w swoich dłoniach - a najgorsze jest to, że to była nasza wina, moja wina.
- jak to ? - wtrąciłam niepewnie, kładąc swoją dłoń na ramieniu Wilczyńskiego.
- założyliśmy się. On miał wyciągnąć ile się da na prostej. Zarzuciło motorem i wpadł na drzewo. Od razu zadzwoniliśmy po pogotowie... To moja wina, moja wina - dodał po chwili już półszeptem .
Objęłam go mocno i przez chwilę trwaliśmy w milczeniu. Na całym oddziale panowała cisza jak makiem zasiał.Wszyscy ożywili się dopiero, gdy jeden z lekarzy opuścił salę Kuby. Po chwili jednak w raz z rodzicami zniknął za drzwiami pokoju lekarskiego.
I znów wszyscy w napięciu oczekiwali wiadomości o stanie naszego przyjaciela. Mijały sekundy i minuty, a drzwi gabinetu ani drgnęły.
Państwo Miroń siedzieli już razem z lekarzem od dobrych trzydziestu paru minut. W tym czasie szpital nawiedziło dwóch policjantów, którzy przyszli spytać się o stan pacjenta. Chłopaki złożyli dodatkowe wyjaśnienia.
- masz - Matt podał mi papierowy kubek wypełniony gorącym, parującym czarnym napojem.
- dzięki - odparłam - jak tam mecz?
- na razie nasi wygrywają - uśmiechnął się i zajął miejsce obok mnie.
- wygrają - zacisnęłam mocno kciuki.
Na szczęście chwilę później z lekarskiego wyszli rodzice Kuby oraz doktor prowadzący. W jednej chwili obstąpiliśmy Mironiów i z niecierpliwością wypisaną na twarzy oczekiwaliśmy wiadomości o stanie zdrowia ich syna.
- wszystko będzie dobrze - wyszeptała pani Alicja i ponownie dzisiejszego dnia jej oczy zaszkliły się łzami.
- złamana ręka i noga, Kuba miał na prawdę dużo szczęścia - dorzucił pan Staszek i mocniej objął swoją żonę.
Nie wiem czy to dobrze, ale odetchnęłam z ulgą. Tak jakby wielki kamień spadł mi z serca.
- teraz już wszystko będzie dobrze - przytuliłam Łukasza,
W uścisku trwalibyśmy za pewne jeszcze dłużej gdyby nie rozdzwonił się mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiła się rozpromieniona twarz Nowakowskiego, więc bez wahania odebrałam połączenie.
~ wygraliśmy !! - oznajmił na tyle głośno, że musiałam odsunąć telefon od ucha na dobre kilkanaście centymetrów.
~gratuluje - uśmiechnęłam się sama do siebie.
~oglądałaś ? - dopytywał.
~niestety nie - odparłam z widoczną skruchą w głosie - Kuba jest w szpitalu, musiałam jechać.
~Kuba, powiadasz ? - zapytał upewniając się.
~tak. Miał wypadek - spojrzałam na przeszklone drzwi za którymi leżał Miroń i mocniej zacisnęłam dłoń na telefonie.
Ku mojemu zaskoczeniu nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. No może po za długim dźwiękiem oznajmiającym, że rozmówca zakończył połączenie. Nie ukrywam, że bardzo mnie to zdziwiło, bo Piotrek nigdy bez uprzedzenia nie kończył naszej rozmowy.
Może szedł na dekoracje - tłumaczyłam sobie, próbując dodzwonić się do Nowakowskiego. Niestety bez żadnego rezultatu.A może z jednym - bateria rozładowana. 
Do domu wróciliśmy dość późno. Gdy tylko przekroczyłam próg swojego pokoju rzuciłam się na jedną z biurkowych szuflad. Wygrzebałam spod sterty papierów ładowarkę i podłączyłam do gniazdka mój telefon.
I wtedy zrozumiałam, że coś jest nie tak.

czwartek, 9 maja 2013

ROZDZIAŁ 55, który szpital ?

Zamarłam. Te kilka sekund zanim ponownie usłyszałam głos Grześka, były dla mnie niczym wieczność.
- jak schodziliśmy dzisiaj z boiska - zaczął swoją opowieść - Piotrek dostał w głowę szklaną butelką od jednego z bułgarskich kibiców.
Wstrzymałam oddech, a oczy momentalnie zaszły mi łzami. Mój Piotrek, mój kochany Piotrek...
- ale już wszystko jest w porządku - zapewniał mnie Kosok - hej, mała, nie płacz. Piter zaraz przyjdzie cały i zdrowy. O już idzie.
W oddali usłyszałam trzaśnięcie drzwi, a chwilę później zamiast Grzegorza przed laptopem siedział Pit.
- powiedział Ci ? - spytał niepewnie.
Kiwnęłam głową i otarłam mokre policzki.
- miał Ci nic nie mówić. Nie chciałem abyś się martwiła.
- Piotruś, jesteśmy razem, tak? - środkowy kiwnął twierdząco głową - tak więc powinniśmy sobie o wszystkim mówić.
- popieram - rozbrzmiał gdzieś w tle głos Grześka.
Jak zawsze ckliwe pożegnania, kilkakrotne życzenie powodzenia w jutrzejszym meczu i zapewnienie, że na pewno będę oglądać finał zakończyły naszą rozmowę.

Następny dzień prawie niczym nie różnił się od tego poprzedniego. Zerwałam się z łóżka o świcie i jak na szpilkach siedziałam bez czynnie na kanapie tępo wpatrując się w powtórkę wczorajszego meczu. I pomyśleć, że muszę się tak męczyć jeszcze kilka godzin, bo do meczu wcale mało nie pozostało.
Dla zabicia czasu posprzątałam cały dom, na co Mateusz zareagował tylko "Maj, Ciebie już do reszty pogięło" i dalej kontynuował wylegiwanie tyłkiem do góry w ogródku. A niech go czerwone mrówki obejdą, kurde!
Wyręczyłam nawet Joanne w przygotowaniu obiadu, co było już totalnym zaskoczeniem dla całej mojej rodzinki. Pocieszeniem był jedynie fakt, że z każdą minutą byłam bliżej meczu niż dalej.
- wyprowadź jeszcze Heksę, wtedy będę już mega szczęśliwy - rzucił radośnie Matt i wręczył mi smycz.
Spojrzałam na zegarek i szybko wyliczyłam, ze do meczu zostały mi jakieś trzy godziny. Głośny wzdychając wyciągnęłam Heksę spod drzewa, które w tak upalny dzień, jak dzisiaj, dodawało choć trochę ochłody.
Wolnym krokiem przemierzałam pobliskie przecznice, aż w końcu dotarłam do plaży. Posiedziałam tam kilkanaście minut, ale chęć bycia już w domu i zajęcia sobie dobrego miejsca przed telewizorem była silniejsza od wpatrywania się w powoli zachodzące słońce.
Zawołałam, więc wolno biegającą Heksę i czym prędzej wróciłyśmy do domu. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że mogę nie zdążyć, co potwierdziło jedno spojrzenie na ekran mojego telefonu.
- zdążyłam!? - zdyszana wpadłam do domu i runęłam na kanapę.
- zdążyłaś - potwierdził tata i nalał mi do szklanki schłodzonego napoju.
Jednym łykiem pochłonęłam całą zawartość. Teraz pozostało tylko odliczać minuty do rozpoczęcia meczu. Przebierałam w tą i z powrotem nogami, zaciskając mocno kciuki. Tak bardzo chciałam, aby nasi reprezentanci pokonali drużynę z USA i cieszyli się ze złotych medali. Wiem, że to nie będzie łatwe zadanie, bo jednak Amerykanie nie są byle jaką drużyną bez wielkich osiągnięć. Jednakże zawsze warto mieć nadzieję.
Nareszcie rozbrzmiał pierwszy gwizdek i wielki finał Ligii Światowej się rozpoczął. Oglądanie przerwała mi piosenka wydobywająca się z mojego telefonu. Nie patrząc nawet na to kto dzwoni, nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- przyjeżdżaj do szpitala. Kuba miał wypadek - rozbrzmiał głos po "drugiej stronie".
- który szpital ? - zapytała szybko, a reszta domowników spojrzała na mnie badawczym wzrokiem.
- na Łąkowej.
Szybko się rozłączyłam i nie zważając na trwający mecz, na który tak długo czekałam, opowiedziałam tacie o co chodzi i poprosiłam aby zawiózł mnie do szpitala.
Bo jednak jakby nie patrząc Kuba to mój przyjaciel. Może nie zawsze układało się między nami jakoś idealnie, ale słysząc, że miał wypadek, po prostu nie mogłam go tak zostawić.
Przyjaciół w potrzebie się przecież nie zostawia. 

czwartek, 2 maja 2013

ROZDZIAŁ 54, zięć

Potykając się o własne sznurówki popędziłam w stronę drzwi. Niestety w otworzeniu ich ubiegł mnie Mati wpuszczając gości do środka. Zdziwiona popatrzyłam jak chłopaki rozsiadają się w salonie i wyciągają z plecaków opakowania chipsów i puszki z piwem.
- dla ciebie też coś mamy - zaśmiał się Łukasz i rzucił w moją stronę puszkę owocowego Redds'a.
Widząc że każdy milimetr kanapy i foteli jest zajęta zniknęłam za drzwiami małego schowka z którego przytaszczyłam do salonu ogromną pufę w kształcie siatkarskiej Mikasy. Usadowiłam się w najlepszym miejscu salonu, wprost przed telewizorem, a zaraz koło mnie położyła się Heksa.
- siostra, łap - Mateusz rzucił we mnie reprezentacyjną koszulką Piotrka, którą w mgnieniu oka założyłam na białą bokserkę.
Chwilę przed rozpoczęciem meczu po całym pomieszczeniu rozniósł się dźwięk otwierania puszek. Jako iż ja zawsze miałam pecha w otwieraniu moją puszką zajął się siedzący za mną Wilczyński. Z paczką serowo-cebulowych chipsów między nogami wpatrzona jak w obrazek obserwowałam koncentrujących się przed meczem polskich reprezentantów. Bułgaria sama się przecież nie pokona.
W czasie grania polskiego hymnu o mało co się nie popłakałam. Ostatecznie zakończyło się na pojedynczej łezce która szybko otarłam kciukiem. Za każdym razem gdy na ekranie telewizora pojawiał się Piotrek myślałam, że serce wyskoczy mi z klatki piersiowej. Już w pierwszych minutach Pit popisał się perfekcyjnym blokiem i aż chciało się powiedzieć : TO MÓJ CHŁOPAK !
- Majka, ty się zaraz poryczysz - zaśmiał się Kuba widząc buzujące we mnie emocje.
Nigdy nie potrafiłam ukrywać tego co czuje. Gdy byłam smutna po prostu płakałam. Gdy się cieszyłam miałam uśmiech na pół twarzy. Byłam całkowitym przeciwieństwem Nowakowskiego, który nie bez powodu przez niektórych nazwany jest Ice Manem. Rzadkością jest zobaczyć Piotrka cieszącego się po zdobyciu punktu.
Ostatecznie Polska zmiażdżyła Bułgarów 3:0, kolejno do 23, 20 i 19.
Widząc szczęśliwe twarze naszych reprezentantów, nie zważając na siedzących w okół mnie chłopaków, zaczęłam płakać. Sny się czasem spełniają, a nasi chłopcy mają szansę na złoto Ligi Światowej. 
Zapatrzona w cieszących się siatkarzy nawet nie zauważyłam kiedy do domu wrócił tata i Joanna. Dopiero gdy chłopaki ryknęli na cały budynek donośnym "dobry wieczór" zauważyłam tate kręcącego z politowaniem głową.
- i co, wygrali? - zagadnęła Aśka.
- gdzie by mieli nie wygrać - zaśmiał się Mateusz.
- a jak się sprawował mój zięć?
Z dziwnym grymasem twarzy, którego nie da się opisać słowami, a graficznie wygląda mniej więcej tak : O.o, spojrzałam na tatę, który sam śmiał się z tego co powiedział.
- Piotruś za pewnie spisał się bardzo dobrze - odparła szybko Joanna widząc, że ja w wyobraźni zbieram właśnie szczękę z podłogi.
Bo jakby mogło być inaczej. Mój tata pierwszy raz nazwał Piotrka swoim zięciem. To jakiś historyczny moment, normalnie.
Około północy całe towarzystwo rozeszło się do swoich domostw. Po wzięciu błyskawicznego wręcz prysznica, położyłam się na łóżku z laptopem na brzuchu. Długo nie musiałam czekać na nawiązanie połączenia z biało-czerwoną Bułgarią.
Ku mojemu zaskoczeniu na ekranie nie pojawiła się uśmiechnięta mordka Nowakowskiego. Zamiast Pita pojawił się Kosok.  
- co się stało? Gdzie jest Piotrek ? - pytałam z przerażeniem
- też miło Cię widzieć - zaśmiał się - a z Piotrkiem wszystko w porządku, no może go trochę głowa boleć.
- że co? Co się stało? Jak to głowa?