Szłam przez zamarznięte jezioro. W oddali widziałam już czekającego na mnie Piotrka. I wszystko byłoby dobrze gdym za sobą nie usłyszała znajomego głosu. Głosu mojego teraz już pewnie byłego przyjaciela. Głosu Kamila. Kamila, z którym niegdyś dzieliłam wszystkie troski i radości. Kamila, z którym godzinami potrafiłam gadać przez telefon o głupotach. Kamila, który niespodziewanie wpił się moje usta pewnego dnia na dworcu kolejowym.
-Majka zawróć, lód robi się coraz kruchszy - wołał
I jakby na potwierdzenie jego słów usłyszałam skrzypnięcie zmrożonej wody pod swoimi stopami. Lód powoli zaczął pękać, a w mojej głowie szalał tajfun przerażenia. Serce zaczęło łomotać niczym flaga na wietrze. Z obu stron słyszałam głośne nawoływania. Bliżej miałam do Kamila, jednak twardo stąpałam po lodzie w stronę Piotra. Krok za krokiem zbliżałam się do siatkarza. Jednak pękanie lodu wcale nie ustępowało. Rozłamywał się na coraz mniejsze kawałki stwarzając obraz toru przeszkód. Co jakiś czas przeskakiwałam z jednego kawałku kry na drugi. I już miałam wchodzić na brzeg, już czułam dłoń Piotrka. Jeden nieuważny ruch i wylądowałam w lodowatej wodzie. Schodziłam na dno, jak dziurawa łajba. Tonęłam. A najgorsza była towarzysząca przy tym myśl, że miałam wybór, że mogłam zawrócić. A teraz co? Nie mam nic. Nie mam Piotrka. Tonę. Umieram.
- Majka, wstawaj, kochanie - poczułam jak ktoś delikatnie przejeżdża kciukiem po moim policzku.
Otworzyłam zaspane oczy, a widząc uśmiechniętego siatkarza mocno się wtuliłam się w jego klatkę piersiową, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Łza szczęścia, bo to był tylko sen.
- hej, słońce co się stało? - odgarnął kosmyki moich jasnych włosów i założył je za ucho.
- po prostu miałam zły sen - odparłam krótko.
- złe sny nigdy się nie spełniają - zaśmiał i cmoknął mój nosek.
- oby - cicho westchnęłam.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 12:56. Przetarłam oczy ze zdumienia, ale godzina się nie zmieniła. Zerwałam się z łóżka i zamknęłam się w łazience, po drodze zabierając z walizki spodenki i koszulkę. Szybko się ogarnęłam i równie szybko znalazłam się w kuchni. Włożyłam piotrkowy fartuszek i stojąc przed otwartą na rozcież lodówką zastanawiałam się nad dzisiejszym obiadem.
- z samego wpatrywania obiadek się nie ugotuje - rzucił Piotrek obejmując mnie od tyłu w pasie.
- to na co masz ochotę ? - obróciłam się do niego przodem i poprawiłam jego założoną na 'odczep się' koszulkę.
- zjedzmy frytki z piersią kurczaka w ziołach prowansalskich. I już mówię na wstępie ja zajmuję się ziemniakami, bo znając twoje zdolności będę miał zamiast ketchupu twoją krew.
- dzięki Piotrze, jakiś ty wspaniałomyślny - wywróciłam oczami - idę do sklepu po to mięso.
Zdjęłam fartuch i powiesiłam go na szyi siatkarza. Szybko wskoczyłam w moje sandałki i opuściłam mieszkanie. W mgnieniu oka dotarłam do sklepu mięsnego. Po dziesięciu minutach byłam już z powrotem w mieszkaniu Nowakowskiego. Weszłam do kuchni, ale nie zastałam tam nikogo.
- jestem w łazience ! - krzyknął.
odłożyłam zakupy na blacie i poszłam za głosem. No tak, mój Piter trzymał pod zimną wodą swój krwawiący palec.
- i niby to ja nie umiem posługiwać się nożem ? - zaśmiałam się szukając w szufladzie wody utlenionej i plastrów.
- weź ten z Tygryskiem! - zrobił maślane oczka.
- zdurniałeś już do reszty - westchnęłam i polałam jego palec płynem odkażającym
- wiesz, że to strasznie piecze i szczypie ? - wykrzywił się
- panie Nowakowski niech się pan nie zachowuje jak dziecko - skarciłam go i zakleiłam ranę białym plasterkiem - do wesela się zagoi
- no ja myślę - uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek - a teraz chodź, bo na obiad przyjdzie Grzesiek z Marysią.
Korzystając z tego, że jestem w łazience przeczesałam włosy i dołączyłam do krzątającego się po kuchni środkowego. Przygotowałam piersi z kurczaka, a Piter zajął się tymi nieszczęsnymi frytkami. Rozłożyłam talerze i sztućce w 'niby' jadalni. Wracając z powrotem do kuchni usłyszałam dźwięk dzwonka, więc poszłam otworzyć drzwi. Wpuściłam do mieszkania Kosoka i jego dziewczynę karząc zając im miejsce przy stole. Razem z Pitem nałożyliśmy danie na talerze i zaserwowaliśmy wykwintny obiad. Wzajemnie życząc sobie smacznego zaczęliśmy zajadać się najzdrowszym posiłkiem na świecie.
- nigdy nie sądziłem, że Piotrek znajdzie sobie dziewczynę - zaczął Grzesiek, gdy wygodnie rozsiedliśmy się w salonie - to taki skryty chłopak.
- on skryty ? - zdziwiłam się - to ja chyba poznałam całkiem innego chłopaka.
- może on jest jakiś podmieniony - zaśmiał się Kosa
- wypraszam sobie. Jestem jedynym w swoim rodzaju oryginałem.
- miłość zmienia ludzi - podsumował Marysia
- Kosokówna, nie wymądrzaj się - zganił ją Piter - studiuje filozofie i postradała rozumy - mruknął pod nosem
- Nowakowski, a ty nie zastanawiasz się czasem nad sensem życia ? Bo ja bardzo często to robiłam i dlatego wybrałam filozofię. Ale dopiero pierwszy rok za mną, więc ciągle szukam tego sensu swojego ziemskiego życia - westchnęła Maria
- mój sens życia siedzi obok mnie na kanapie - Piotrek objął mnie ramieniem i sprzedał całusa w policzek.
- jakby to powiedział nasz Krzysiu : awwww! ale to był słodkie! - zacytował Grzesiek
- może i słodkie ale prawdziwe - dodał Pit
- wszystko co prawdziwe nigdy nie jest słodkie.
- wszystko co prawdziwe nigdy nie jest słodkie.
- Ryśka, przestań z tym filozofowaniem - nalegał
- no co? cała prawda - skwitowała swoje wypowiedzi studentka
- Grzesiek, zrób jej coś, bo ona rujnuje moją psychikę tymi swoimi wywodami - zaśmiał się Nowakowski.
- jasne stary - Kosa uśmiechnął się i zatkał usta Marysi namiętnym pocałunkiem.
Przesiedzieliśmy na kanapie, szukając sensu naszego życia, przez następne dwie godziny. Potem pożegnaliśmy Kosoków i znów wróciliśmy do grzania kanapy. Tym razem tylko we dwoje.
- fajna ta Marysia. Ładna, mądra. Wie co chce robić w życiu - komplementowałam dziewczynę Grześka.
- może i fajna. Ale znam kogoś fajniejszego.
- no słucham Piotrze. Zaskocz mnie - obróciłam się w jego stronę i z założonymi na piersiach rękami czekałam na odpowiedź.
- mała, wygadana blondynka, która już przy pierwszym spotkaniu skradła moje serce.
- myślisz, że ją znam ? - uniosłam brew do góry, a oczami wierciłam dziury w twarzy środkowego.
- zaraz Ci ją pokaże - uśmiechnął się i pomógł podnieść mi się z sofy.
Rękami zasłonił mi oczy i prowadził gdzieś w głąb mieszkania. W końcu przystanął, ale nadal trzymał dłonie na mojej twarzy
- kocham, każdy kawałek jej ciała. Śliczne dołeczki w policzkach, błękitne oczy, zgrabny nosek, rumiane policzki, włosy zawsze pachnące bzem, idealne rysy twarzy, szczery uśmiech. Każdego ranka zachwycam się jej perfekcyjnie zbudowanym ciałem, długimi nogami. Każdą chwilę mógłbym spędzać napawając się zapachem jej słodkich perfum i słuchając jej melodyjnego głosu. Kocham Ją, i chcę spędzić z nią resztę mojego ziemskiego jak i pozaziemskiego życia.
Odsłonił moje oczy, które natychmiastowo wiedziały o kim mówi siatkarz. Mój mózg przetrawiał wszystkie wypowiedziane przez Piotrka słowa, jakby nie mógł w nie uwierzyć. Piotrkowe odbicie lustrzane stało za mną uśmiechnięte od ucha do ucha.
- kocham Cię - obróciłam się do niego przodem.
- ja Ciebie też. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo - podniósł mnie i mocno przytulił. Oplotłam nogi wokół jego bioder i zatonęłam w jego niebieskich oczach, które po chwili zamknęły się, a jego usta szybko znalazły moje.
Jaki ten nasz Piotruś romantyczny, ahh. ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny. ;)
Pozdrawiam serdecznie ! ;-**
no romantyczny, romantyczny :)
Usuńrównież pozdrawiam :**
Kiedy następny rozdział ? Bo ten jest supper :>
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie http://pieprznieta.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń