czwartek, 29 listopada 2012

ROZDZIAŁ 13, dzielą nas setki kilometrów.

- kto to ? - spojrzałam znacząco na siatkarza
- moja mama - mój wyrok zmienił się momentalnie. Moja mina typu "are you fucking kidding me" wyrażała więcej niż tysiąc słów - zastanawiam się jak mam jej Ciebie przedstawić.
I znowu mnie zatkało. W tym samym czasie kobieta przywitała się z Łukaszem. Grunt to rodzinka. Szybkim tempem zmierzała w naszym kierunku. 
- Piotruś, ale ty wzrosłeś - kobieta podeszła do swojego syna i uszczypnęła go w policzek - a to pewnie Ola - mama Piotrka szeroko się do mnie uśmiechnęła.
Ola?!  Że kim ja niby jestem?! Spojrzałam moim pytającym wzrokiem na siatkarza. Odpowiedział mi dziwnym grymasem na twarzy.
- mamo... - jęknął - już ponad półtora roku zerwałem z Olka. Ona nie była dla mnie.
- a więc kim jesteś dziecino ?
- to jest Majka - wtrącił Piter
- synku, nie pytałam Ciebie tylko twoją towarzyszkę - siatkarz wywrócił tylko oczami. Ledwie powstrzymałam się od śmiechu. Jego mama była strasznie poważną kobietą. Przynajmniej takie sprawiała wrażenie - chodź kochana - zwróciła się do mnie. Spojrzałam błagalnie na Piotrka który tylko wyruszył ramionami, po czym szeroko się uśmiechnął. Podążyłam za panią Anią. Chłopak włóczył się za nami targając bukiet.
- więc, jak długo jesteście już razem? - spytała, a mnie zamurowało.
- nie jesteśmy razem - odpowiedziałam. Anna była bardzo zdziwiona
- wiem, że mój syn jest trochę nieśmiały, ale to na prawdę dobra partia na przyszłego męża - idący za nami Piotrek wybuchnął śmiechem z resztą ja prawie też. Kobieta nie zwracając uwagi na "odpały" syna kontynuowała - Maju, a ile ty masz lat, skarbie? 
- 18 - nikło się uśmiechnęłam. Już słyszę jej jęki że jestem za młoda....
- wprost idealnie dla mojego syna. -  moja mina o.O skomentowała wszystko - starsze mu nie odpowiadały równe wiekiem też... Czas na młodsze - Pani Ania szeroko się uśmiechnęła, chyba pierwszy raz od naszego spotkania.
- mamooo - ponownie usłyszałyśmy jęki siatkarza. Tak słodko przeciągnął ostatnią samogłoskę. Ach ! - my ze sobą nie chodzimy..
- ale będzie ! - widać, że kobieta już obmyśla jak nas ze sobą zeswatać.
- boże, co za kobieta - westchnął Nowakowski. Myślał, że jego mama go nie usłyszy, a jednak się mylił.
- synku, coś nie tak ? - spojrzała z groźną, surową miną na swojego jedynaka - przecież, wy doskonale do siebie pasujecie.
- tak, tak. Co z tego, że dzielą nas setki kilometrów.
- Dwa kochające się serca są jak dwa magnetyczne zegary : gdy w jednym coś się poruszy, drga coś i w drugim. Jedno jest to, co się w nich porusz, jedna siła która je porusza.
- Johann Wolfgang von Goethe - uśmiechnęłam się.
- dobra, ale jaki to ma związek z..
- z wami ? Bardzo duży. Nawet jeżeli dzieli was cała Polska , czy nawet cały świat, wszechświat to wasz związek i tak ma sens. Każde wasze spotkanie, każda chwila spędzona wspólnie, choćby ułamek sekundy, będzie czymś magicznym, czymś na co czekaliście od dłuższego czasu. W końcu, to czas i odległość są najlepszymi sposobami na sprawdzenie trwałości i jakości uczucia.
- mamooo - Piotrek znowu zaczął to swoje marudzenie
- synku, ja chcę tylko twojego szczęścia, a sądzę, że Majka jest idealną kobietą dla Ciebie i byłabym dumna, gdyby w przyszłości została moją synową.
Tego to się nie spodziewałam. Stałam na środku parkingu jak wryta. Jednak rodzina Nowakowskich potrafi zaszokować.
- nie pozwól by czas i odległość zrodziły słowo "zapomnij" - pani Ania szepnęła do ucha swojego syna, po czym szybko się oddaliła. Jak mniemam plotkować z którąś z ciotek. Oby tylko nie o nas.
- zauważyłeś, że twoja mam i mój tata, są bardzo do siebie podobni ?
- nie. Niby dlaczego ? - zmrużył oczy jakby chciał pokazać, że nad czymś się "poważnie" zastanawia.
- oboje chcą nas wyswatać - odparłam, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Weszliśmy do pięknie udekorowanego kościoła. Ogromne bukiety przed ołtarzem, do którego droga obsypana była płatkami róż i oddzielona od ławek wysokimi stojakami z kwiatami, u których podnóża świeciły się malutkie świeczki zanurzone w naczyniach z wodą. Widok zapierał dech w piersiach. Wszystko łączyła jedna główna barwa - czerwień. W dzieciństwie wymarzyłam sobie właśnie taki ślub. Dużo ludzi, pięknie wystrojony kościół. Tylko, że ja chciałam podjechać pod niego bryczką zaprzęgniętą w dwa białe rumaki, a nie samochodem. Ale, to tylko takie moje małe marzenia.
- Piotrek, a kogo to jest w ogóle ślub ? - szepnęłam gdy już zajęliśmy swoje miejsca i w napięciu oczekiwaliśmy na przybycie młodej pary. Tak, wiem wczesna jestem, ale jakoś wcześniej nie było okazji na takie informacje.
- mojej mamy siostry córka wychodzi za mąż - powtarzałam sobie w myślach "mojej mamy siostry.." aby rozkminić kto to dokładnie jest. Zawsze muszę sobie coś parę razy powtórzyć, dopiero potem orientuję się o co lub kogo dokładnie chodzi - ma na imię Dorota, a jej narzeczony, a zarazem przyszły mąż to Błażej.
Zaczął mi tłumaczyć wszystkie zależności w ich rodzinie. Wiecie, kto z kim, a kto nie. Szczerze mówiąc, nie interesowało mnie to w ogóle. Moją uwagę przykuł ustawiający się przy ołtarzu pan młody. Wysoki, szczupły mężczyzna, jakieś 30 lat. Idealnie dopasowany smoking. Aż, miło popatrzeć. Nie to, że Piotrek wygląda gorzej w tego typu oficjalnych strojach, ale Nowakowski to jest całkiem inna historia.
Chwilę później wszyscy wstali i obrócili się w stronę głównych drzwi, w których zjawiła się panna młoda wraz ze swoim ojcem. Dorota miała piękną, długą, białą suknię bez ramiączek, rękawów i innych tego typu bzdetów. Bo po co jej to, jak w Gdańsku jest jakieś 30 stopni ?! Jej długi welon trzymała na końcu ślicznie ubrana w czerwoną sukienkę około 4 letnie dziewczynka. Piter wytłumaczył mi, że to jest jej, to znaczy ich - Doroty i Błażeja - córka. Faktycznie. Bliżej się przyglądając zauważyłam podobieństwo między Iwonką - tak ma na imię owa dziewczynką - a jej rodzicami.
W końcu rozpoczęła się ceremonia zaślubin. Po sakramentalnym "tak" młodzi namiętnie się pocałowali. Gdy tylko opuścili kościół w powietrze wzbiły się dwa białe gołębie, a młoda para obsypana została czym tylko się dało : ryżem, płatkami kwiatów, grosikami na szczęście. Do tych ostatnich od razu dorwały się dzieciaki.
Razem z Piotrkiem stanęliśmy w kolejce, aby złożyć życzenia nowo pobranym. W końcu doczekaliśmy się naszej kolejki.
- Młody, teraz czas na Ciebie, ale widzę, że partię to już sobie znalazłeś - Błażej poklepał Nowakowskiego po ramieniu, symbolicznie się uśmiechnęłam i wymieniłam się z nimi uśmiechami.
Po chwili byliśmy już w drodze do restauracji, na drugą część dzisiejszej uroczystości :  na balangę.

1 komentarz: